Page 54 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 54
aż nagle, nie wiadomo czemu, się wścieka, zaczyna złościć i zamienia w lo-
komotywę z wagonami. Jednocześnie wyskakują z wagonów białe owieczki
i przerażone uciekają. Usiłowałem też zobaczyć głowę diabła, ale mi się nie udało.
Po drodze mijały mnie liczne wozy z chłopskimi rodzinami. Dawałem
im znak, że jestem głodny. Z wielu wozów rzucano mi kromki chleba, a raz
trafił mi się nawet cały śledź.
Próbowałem zatrzymać jakąś furę, ale szybko zrezygnowałem. Zwłaszcza
po tym, jak zatrzymał się koło mnie wóz prowadzony przez chudego starca
z wielkimi wąsami. Zbliżyłem się pełen nadziei. Chłop trzymał w ręku bat.
Z bliska widziałem jego oczy, zielone, zezowate.
– Dokąd to? – spytał.
– Do Łodzi!
– Jesteś Żydem?
– Tak!
Chłop zdzielił mnie swoim grubym batem. Miałem szczęście, że był ze-
zowaty i nie naruszył mi głowy. Bat tylko groźnie koło mnie świsnął.
– Mordercy Boga, wy jesteście winni wszystkim naszym kłopotom! –
wrzeszczał chłop z całych sił.
Dopiero trzeciego dnia zatrzymała się obok mnie furmanka. Nauczony
doświadczeniem, nie zbliżyłem się od razu. Woźnica badał mnie swoimi
ślepiami. W ręku też trzymał bat.
– Dokąd to?
– Do Łodzi!
– Naprzód, właź!
Wóz był pełen małych świnek i worków karmy. Siedziałem na workach,
jak najdalej od świnek.
– Głodny jesteś? – spytał woźnica. – Mam pełne wiadro ugotowanych
kartofli dla świnek, jedz, ile chcesz!
Mężczyzna miał na głowie kwadratową, wojskową czapkę bez daszka.
Nazywał się Wojciech. Miał długie, rzadkie wąsy jak kot. W uszach i nosie
rosły mu długie włosy. Myślę, że z włosów tych można by upleść warkocz. Na
piersi Wojciecha zawieszony był duży krzyż. Z Jezusem. Jezusowi brakowało
jednej nogi i obu dłoni.
– To nasz Pan, Jezus! – objaśnił mi ze złością.
Jezus ma na głowie bajgełe pełne cierni. Ma cierpiącą twarz, jakby mu
przed chwilą usunęli ząb.
54 – To był boży syn! Rozumiesz?