Page 52 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 52

– Prawda, że ty jesteś diabłem? – spytałem spokojnie.
             – Nie, to diabeł tkwi we mnie! Jesteś głodny? – spytał.
             – Bardzo! – Niechaj będzie od diabła, niechaj będzie od goja, byleby było
           cokolwiek do zjedzenia.
             Zapadł zmierzch. Las przede mną zamienił się w jedną szarą plamę.
             – Chodź ze mną, mieszkam niedaleko, mam lepiankę w lesie.
             Diabeł wstał. Dopiero teraz spostrzegłem, jaki jest mały, zupełnie jak
           dziecko. Głowę miał za to wielką, prawie kwadratową, uszy olbrzymie. Nie
           pamiętam, ile czasu szliśmy. Czasami diabeł znikał w ciemnościach tylko
           po to, by znów się zjawić, jakby wyrósł z ziemi.
             – To tutaj, przybyliśmy. – Głos diabła stał się nagle łagodny, wstydliwy.
             Między drzewami stał szałas zrobiony z gałęzi. Paliło się tam ognisko, jak
           w bajce. Diabeł się zarumienił. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na dwie duże
           wypukłości na jego czole. Mimo że nie miałem żadnych wątpliwości, że obcuję
           z diabłem, wcale się nie bałem. Zwłaszcza kiedy zaproponował mi dwie grube
           kromki chleba posmarowane masłem, pachnące czosnkiem.
             – Jedz, jedz, jest dość!
             Potem podał mi szklankę bardzo słodkiej herbaty. Zbliżyliśmy się do
           ogniska. Diabeł ogrzał nad nim ręce. Miał cienkie palce z długimi paznok-
           ciami, jak u koguta. Nie bałem się jednak wcale. Jeżeli ci ktoś daje jeść, nie
           należy się go bać.
             – Powiedz – spytałem – czy diabły mają rodzinę? Ojca, matkę, jak ludzie?
           Czy ty potrafisz zamienić się na przykład w cielę?
             Ogień wygasał. Tylko węgle żarzyły się w ciemności.
             – Powiedz proszę, czy diabły mają siostry, braci? – pytałem z ciekawością.
           – Od razu urodziłeś się stary, czy też byłeś kiedyś dzieckiem? – I nagle prze-
           raziłem się: może go uraziłem? – Diable, nie chciałem cię obrazić.
             – Nic strasznego, nie obraziłeś mnie – uspokajał mnie. Jego głos był
           ludzki, delikatny.
             Zacząłem mu opowiadać wszystko, co przeżyłem. Diabeł siedział i ryt-
           micznie potakiwał głową. W końcu spytałem go:
             – Diable, co zrobić, jeśli zechcę cię jeszcze raz zobaczyć?
             – Nic, tylko pomyśl o mnie! – powiedział szeptem.
             – Czy mam wracać do Łodzi? – spytałem.
             – Wracaj – odrzekł spokojnie.
             Było mi ciepło, byłem syty, czułem, jak diabeł nakrywa mnie kołdrą. Kiedy
     52    się rano obudziłem, nie było go. Tylko szałas i popiół z ogniska świadczyły,
   47   48   49   50   51   52   53   54   55   56   57