Page 37 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 37
jesziwę. Na początku stał się komunistą, a później przerodził się w złodzieja.
W końcu uciekł z jakąś siksą. W mojej pamięci pozostał z delikatnym uśmie-
chem na twarzy, o smutnym spojrzeniu, jakie tylko u Żyda można zobaczyć.
Chaim Josel znikł i nikt o nim więcej nic nie słyszał. Było wiele pogłosek, ale
prawda się nie objawiła.
Esterke usiadła obok mnie.
– Awrumie Lajb, co nowego u mnie w domu? Co u mojej mamy? Co
u Chaima Josla? – O ojca nie pytała.
Kazik zbliżył się do nas i szepnął:
– Mówcie w jidysz, żeby nie zrozumieli.
Opowiedziałem jej o bracie, o rodzicach, wszystko, co wiedziałem.
– Odprawiali za ciebie sziwę, Esterke.
Odwróciła głowę. Widocznie nie chciała, byśmy dostrzegli, że płacze.
– To dla nich ja umarłam? – spytała.
– Tak.
Dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Awrumie Lajb, jak ty się do nas dostałeś?
Opowiedziałem o Szmelke, o Menaszke, o ucieczce. Esterke śmiała się:
– Bohater z ciebie, Awrumie Lajb!
Musiałem opowiedzieć to powtórnie, a Esterke tłumaczyła na polski.
– Gdzie jest Szmelke? – spytał Kazik z zainteresowaniem.
– W lesie.
– Skocz i przyprowadź go.
Nie znalazłem Szmelke w umówionym przez nas miejscu. Biegłem po
lesie i krzyczałem:
– Szmelke, wracaj, to nie są Cyganie!
– Hi, hi, hi, hi – usłyszałem nagle tuż obok siebie. Uścisnąłem Szmelke.
– Jesteśmy uratowani, to są przyjaciele.
Po drodze opowiedziałem mu o Esterke i o Kaziku.
– Szmelke, jesteśmy w dobrym towarzystwie. Oni także uciekli.
Zjawienie się Szmelke wywołało histeryczny śmiech.
– O Jezu! To nie koń, to święty Mikołaj.
Wszyscy z radością go obmacywali.
– No, mówiłem ci, Szmelke, że to przyjaciele!
Przyjęty był przez nich jak król.
– Niech żyje król Szmelke Pierwszy! – krzyczał Kazik.
– Niech żyje nam sto lat! – wołali wszyscy. 37