Page 34 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 34

ale policja mnie wyprzedziła i usiłowała dostać się do jego domu. Na widok
           policjantów Kazik nawiał, trzasnął drzwiami za sobą. Nie pomogły ich prośby
           ani przymilne słowa kobiet.
             – Nie otworzę! – krzyczał Kazik. – Ktokolwiek się zbliży, zatłukę go sie-
           kierą, jak to mój ojciec zrobił.
             Tak pragnąłem, żeby zamordował te kobiety. Obie wyglądały jak dwie
           olbrzymie żaby. Obie nosiły zielone suknie. Obie były niskie i grube, z olbrzy-
           mimi piersiami i brzuchem, tak że nóg prawie nie było widać. Jedna z tych żab
           stała przy oknie i próbowała żabim głosem przekonać Kazika, żeby wyszedł:
             – Dziecinko, słodyczy moja, miły mój, my ci chcemy pomóc, umieścimy
           cię w domu sierot. Będzie ci tam dobrze. Jedzenia będziesz tam miał w bród.
             Nagle zobaczyłem Kazika opartego o framugę okna i siusiającego wielkim
           łukiem na jedną z żab. Wprost na głowę. Żaba cofnęła się przerażona. W czasie
           cofania poślizgnęła się i upadła na plecy, usiadła z rozkraczonymi nogami.
           Wszyscy chcieli jej pomóc wstać.
             Jeszcze zdążyłem zobaczyć, jak jeden z policjantów rozwala okno, drugi
           kopnięciem wyważył drzwi. Słyszałem straszliwe krzyki Kazika i widziałem,
           jak dwie straszne żaby go ciągną. Kazik był biały jak wapno. Tylko jego czarne,
           wielkie oczy spoglądały przerażone z nienawiścią dookoła.
             – Ja nie chcę do domu sierot. O Jezu, pomóżcie mi!
             Dwie żaby z policjantami ulotniły się samochodem wraz z Kazikiem.
           Później słyszeliśmy, że Kazik uciekł z sierocińca razem z dwojgiem innych
           dzieci. Chodziły słuchy, że podpalił magazyn. Mówiono też, że dyrektor
           został dźgnięty nożem i że policja poszukuje dzieci.
             I oto Kazik stoi przede mną.
             – Kazik, Esterke! – zawołałem z całych sił. Wybiegłem im naprzeciw.
             – Lajbke! – krzyknął Kazik wzruszony. – O Jezu, jak ty wyglądasz! Jak tyś
           się tu dostał? Cały jesteś ubłocony. – Uścisnął mnie delikatnie.
             – Jak to dobrze cię widzieć, Lajbke! – Także Esterke uścisnęła mnie kil-
           kakrotnie.
             Z namiotu wyszło dwoje chudych, bladych chłopców z ogolonymi głowami.
           Obaj byli jednakowo ubrani.
             – To ci, co uciekli ze mną – przedstawił ich Kazik. – Czesiek i Zygmunt.
             Zasiedliśmy wokół ogniska.
             – Czyś ty głodny? – spytał Kazik.
             – Bardzo!
     34      Wyciągnął z plecaka dwie kromki chleba i grubą kiełbasę.
   29   30   31   32   33   34   35   36   37   38   39