Page 32 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 32

– Tak.
             – Nic nie skudzi. Zyd tyz jest cłowiek. Wleź do chałupy, wysus se ubranie.
             Wahałem się, czy wejść.
             – No, na co cekas? Podejdź-ze.
             Chłop miał twarz okrągłą, brązową, podobny był do bochenka chleba.
           Najbardziej rzucały się w oczy jego szerokie usta i grube wargi, pełne śliny,
           która sączyła się obficie. Wygląd ten przypomniał mi kanał kanalizacyjny
           z ulicy Zgierskiej. W wielkiej, ciemnej izbie siedziała za stołem mała kobieta,
           w czarnej chustce na głowie. Miała czerwony, dziobaty nos.
             – Cego łoni chcom? – spytał nos.
             – Zbłundzili w drodze – odpowiedział bochenek chleba.
             – Daj im ten cerstwy bochenek chleba i kubecek goroncego mleka.
             Nos przyglądał mi się z ciekawością.
             – Zydek, co!
             – Tak.
             – Ty powiadas, ze łojciec posłał cię z koniem na targ, cobyś go sprzedał?
           – spytał nos.
             – Tak.
             – Władek, idź, łobac konia, moze my go kupim?
             Bochenek chleba podrapał się ręką w głowę.
             – Dobrze, Magda.
             – Powiedz, powiedz Mojsiemu…
             Bochenek chleba przerwał nosowi.
             – Kazdy Zyd to Mojsie, rozumis?
             – Tak, tak – przytaknąłem szybko. – Chcecie go kupić do pracy?
             – Nie, zrobię z niego buty – zaśmiał się bochenek chleba. W czasie śmiechu
           ślina prysnęła z kanału kanalizacyjnego, duża część na mnie.
             – Gdzie koń?
             – Jeszcze w lesie.
             – Idź-ze, skoc i przyprowadź go. Jo cekam.
             W jednej chwili znalazłem się na dworze. Biegłem co sił w nogach. Szmelke
           był uwiązany do drzewa i spokojnie zajadał trawę. Uwolniłem go i przerażony
           szepnąłem do ucha:
             – Chodź, uciekajmy, po drodze opowiem ci, co zaszło. Szmelke, chodź,
           biegnij szybko, oni także chcą z ciebie zrobić buty.
             Kiedy byliśmy już dość daleko, przysiadłem na kamieniu, by odpocząć.
     32      Ja nie rozumiem świata – myślałem sobie. Dajmy na to, że Szmelke nie
   27   28   29   30   31   32   33   34   35   36   37