Page 33 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 33

istnieje. To co? Ludzie będą chodzić bez butów? A prócz tego, jakie to buty
             można zrobić ze Szmelke? Kto je obuje? Nigdy w życiu nie widziałem butów
             z ranami.
                Chleb, który dostałem od chłopa, podzieliłem równo między nas. Nie
             wiedziałem, co robić. Bałem się ludzi. Niemożliwością było pozostać w lesie.
             Szmelke też to rozumiał. Nagle nastawił uszu, zrobił się nerwowy. Byłem pe-
             wien, że to chłop i jego żona nas gonią. A może nawet policja. Jeśli się zbliżą
             – pomyślałem sobie – będę walczył. Co będzie, to będzie.
                Podniosłem z ziemi suchą gałąź, schowałem się za drzewo, gotowy do
             walki. Było dla mnie oczywiste, bez cienia wątpliwości: będę walczył… Szma
             Israel! – jak mnie to mama uczyła. Przecież przysiągłem Szmelke. To jakbym
             mu uścisnął dłoń.
                Głosy, które docierały z lasu, nie były głosami dorosłych, lecz dzieci.
                – Szmelke, ty tu czekaj, ja pójdę zobaczyć, jak się sprawy mają. Stój spo-
             kojnie, zaraz wrócę.
                Zacząłem iść w kierunku głosów. W środku leśnej polany, dookoła ogniska
             stało kilka postaci. Po prawej stronie rozbite były dwa namioty. Z początku
             myślałem, że to Cyganie. Bardzo się bałem Cyganów. Zaczęły mi chodzić
             po głowie straszliwe historie o porywanych przez nich dzieciach. Cichutko
             wróciłem do Szmelke.
                – Słuchaj, idę do nich, jeśli to się okażą Cyganie, będę głośno krzyczał:
             „Szmelke!”. To znaczy, że jestem w ich rękach. Wtedy ty zacznij szybko ucie-
             kać… i ocal siebie, a na razie cicho! Ani pary z pyska!
                Zbliżyłem się do nich na odległość kilku metrów. Stałem bez ruchu.
             Nie wierzyłem własnym oczom. Chciało mi się tańczyć, śpiewać, krzyczeć
             z radości. Dwie postaci koło ogniska to byli Kazik i Esterke! Kazik, ten co to
             uciekł z sierocińca. Ojciec Kazika zabił siekierą jego matkę. Historia ta znana
             była w mieście. Rodzina matki zabiła z zemsty ojca. Tego dnia byłem blisko
             ich domu. Na schodach pozostały ślady krwi.
                – Nu, czego ty chcesz, u nich morderstwo, to nic wielkiego – powiedział
             mi Godel.
                Było mi ogromnie smutno. Bardzo kochałem Kazika. Może dlatego, że
             miał czarne oczy jak Żydzi. Bardzo się bałem niebieskich oczu. One mi zawsze
             przypominały oczy karpia. Niebieskie oczy pozbawione są błysku. Mimo
             że się uśmiechają, to naprawdę usta się śmieją, a oczy pozostają bez wyrazu.
                Kazik stał wtedy koło schodów. Chciałem zbliżyć się do niego, powiedzieć
             mu coś przyjemnego, pocieszyć, powiedzieć, że choć jest gojem, ja go kocham,   33
   28   29   30   31   32   33   34   35   36   37   38