Page 24 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 24

– Nu, Szmelke – podśmiewał się. – Nu, najpierw go zabiją, po czym obedrą
           ze skóry, a następnie zrobią z niej buty.
             Szmelke także to słyszał. Zapanowała cisza. Menaszke rozsiadł się wy-
           godnie na skrzyni, ucieszony z wrażenia, jakie na nas wywarł. Zadowolony,
           zacierał ręce.
             – Co ty myślisz, że mam siły go karmić? Ile czasu on już nie pracuje? Tracę
           na nim i nic się nie zmienia. Już nie odmłodnieje. Jest stary i chory. Od reb
           Hirszla dostanę za niego pięćdziesiąt złotych.
             Czułem, jak cały drętwieję, ogarnęła mnie słabość, pustka w brzuchu.
           Popatrzyłem na Menaszke, na koszulę, którą nosił. Cała pokryta była czar-
           nymi krzyżami. I to mnie jeszcze bardziej przeraziło. Krzyż zawsze zwiastuje
           śmierć. To dlatego symbolem chrześcijan jest krzyż.
             Godel opowiadał mi, że miał kiedyś kolegę katolika, Bolka. Bolek umarł,
           bo Godel i Symcha nasiusiali na krzyż. „A krzyż zawsze oznacza śmierć
           i pogrom” – tak opowiadała mi mama. „Wystrzegaj się ich, Awrumie Lajb”
           i dodawała szeptem, żeby nikt nie słyszał: „Zły chrześcijanin niech ma złą
           śmierć, a dobry – dobrą. Ale jeśli natkniesz się na dobrego chrześcijanina,
           przerąb go na dwoje, by było dwóch dobrych chrześcijan”.
             Krzyże na ubraniu Menaszke zwiastowały śmierć także Szmelke. Boże,
           jak ja nienawidziłem Menaszke. Nienawidziłem siebie za to, że ciągle jestem
           dzieckiem i nie mogę pomóc Szmelke. Nienawidziłem reb Hirszla, który
           wyprawia skóry, nienawidziłem całego świata.
             Menaszke wstał, splunął zamaszyście na ziemię i dodał z uśmiechem:
             – Nie szkodzi, Awrumie Lajb, kupię ci buty zrobione ze skóry Szmelke.
             Menaszke ulotnił się. Zostałem ze Szmelke, ale to nie był ten sam koń, któ-
           rego znałem sprzed paru godzin. Stał z opuszczonym łbem, znów widziałem
           łzy w jego oczach. Nogi mu drżały. On zrozumiał rozmowę, jaka toczyła się
           pomiędzy mną a Menaszke. Ja także w ciągu jednej chwili uległem zmianie.
             Wybiegłem, szukałem Menaszke. Podwórze było puste. Przypomniałem
           sobie, że zupełnie podobnie czułem się z Welwlem. Welwel był najsilniejszym
           dzieckiem na podwórzu. Ojciec jego, Josel Chaim, był rzeźnikiem, uchodził
           za jednego z najbogatszych na ulicy. Byłem obecny przy tym, jak Welwel obił
           Malkele. Miała gruźlicę. W czasie bijatyki wszyscy stali dookoła i nikt ze
           strachu nie odważył się zbliżyć. Malkele nie płakała. Tak jak u Szmelke tylko
           łzy spływały jej z oczu.
             Nie pamiętam, co mi się w tamtej chwili stało. Jakbym nie był sobą. Sko-
     24    czyłem na Welwla i z całych sił wgryzłem się zębami w jego ucho. Cios był
   19   20   21   22   23   24   25   26   27   28   29