Page 232 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 232

nienawidzić, zamienimy się w gojów, nie daj Boże. I wtedy stracimy sens,
           piękno, które tkwią w nas.
             Jego słowa niczego nie zmieniły, niczego mi nie wyjaśniły. Dalej bałem
           się i nienawidziłem gojów. Kazika trochę mniej. Zosię Klops jeszcze mniej.
           Na początku bardzo ją lubiłem i ona mnie, ale od czasu, kiedy wyszła za mąż
           za Juliana, bardzo się zmieniła. To nie ta sama Zosia. Jeszcze trochę ją lubię,
           ale już się jej boję.
             Zanim spotkałem Awruma, śniłem o takim miejscu, gdzie będą żyli tylko
           Żydzi. Nie będę się bał sam chodzić po ulicach i nie będę napotykał złych
           spojrzeń gojów.
             – Awrumie, mimo wszystko ich nie lubię.
             – Awrumie Lajb, załóżmy, że spotkasz rannego goja. Pomożesz mu?
             – Jasne, pomogę mu i zaraz ucieknę.
             – A jeżeli będziesz miał cały bochenek chleba i zobaczysz głodnego goja,
           oddasz mu połowę?
             – Połowy nie, ale dam mu… – Szybko myślałem, z jakiej części warto mi
           zrezygnować. – To zależy. Jeśli to będzie czarny chleb z rodzynkami, to tylko
           kromkę, a jeśli to będzie zwykły chleb, dam mu ćwiartkę.
             – Jeśli tak, to nie ma obawy, że zamienisz się kiedyś w goja.
             I znów przemknęła mi przez głowę myśl, że Awrum zniknie któregoś dnia
           jak wszyscy inni. Uczucie, że wszystko, co dobre, musi odejść, nie opuszcza
           mnie ani na chwilę.
             – Awrumie, czy możesz zamieszkać ze mną w magazynie?
             – Nie, Awrumie Lajb, bardzo ci dziękuję za tę propozycję, ale zbuduję sobie
           sam jakąś chatkę. Widzę tutaj sporo desek, dla mnie to wystarczy.
             – A będę mógł cię odwiedzać?
             – Kiedykolwiek zechcesz.
             – To pomogę ci zbudować chatkę.
             – Dzięki, Awrumie Lajb.
             Tej samej nocy zaczęliśmy budować chatkę. Wznieśliśmy ją obok płotu
           straży pożarnej. Awrum wyjął ze swojej teczki młotek, obcęgi, gwoździe.
           Ruchy jego były zwinne, zdecydowane. Czuło się, że ta praca nie jest mu obca.
             – Awrumie, ty zawsze nosisz ze sobą młotek, obcęgi, gwoździe?
             – Tak, to jest mój dom – zaśmiał się.
             – Byłeś kiedyś stolarzem.
             – Stolarzem także byłem.
    232      Uderzenia młotka nocą obudziły mieszkańców. Początkowo wyglądali
   227   228   229   230   231   232   233   234   235   236   237