Page 229 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 229

chciała powiedzieć: „złodziej!”. Schowałem się w ciemnym kącie, ale to nie
             pomogło. Wszedłem na dach, wtedy mama spokojnie mnie opuściła. Widocz-
             nie bała się wejść na drabinę.
                Wczesnym rankiem z puszką w ręce pobiegłem do sztybla. Mimo że było
             tak wcześnie, reb Jechezkiel siedział zatopiony w jakiejś otwartej księdze.
             Miałem wrażenie, że nie spał całą noc, o czym świadczyły czerwone oczy
             i zmęczony głos.
                – Dzień dobry, reb Jechezkiel – powiedziałem cicho. A w duszy prosiłem:
             „Prędko, zabierz ode mnie tę puszkę, pomóż mi jej się pozbyć”.
                – Awrumie Lajb, co cię tak wcześnie sprowadza?
                – To są pieniądze, które chcę ofiarować.
                – Dobrze, Awrumie Lajb, połóż je na stole obok talerza!
                Reb Jechezkiel jeszcze mruczał coś, nie wiedziałem, czy do mnie, czy
             do siebie. Nie jestem pewien, czy nigdy w życiu nie będę więcej kradł.
             Po prostu nie chcę przyrzekać, ale pieniędzy w synagodze nigdy nie tknę.
                A jednak dzięki mojej ofierze nie zachorowałem. Zachorowała natomiast
             wnuczka bogacza Wolffa. Nazywała się Szulamit. Choroba wnuczki bardzo
             zmieniła Wolffa. Kiedy przechodziłem obok niego, nie przyglądał mi się tak
             zarozumiale jak dawniej, nawet usiłował rozmawiać ze mną. Nie odpowie-
             działem mu. Nie byłem w stanie zapomnieć wyrazu twarzy Malki, pełnego
             bólu i rozpaczy. Sądzę, że ja w ogóle nie umiem wybaczać. Wiele ludzi zapewne
             powiedziałoby mi, że to nie jest właściwe zachowanie dobrego Żyda. „Wolff
             także jest człowiekiem, przyjrzyj się jego cierpieniu. Jaki człowiek nie popełnia
             błędów?”. Do mnie to jednak nie dociera i nigdy w życiu mu nie wybaczę.
             Dwa dni później jego wnuczka zmarła.
                – Nu, widzisz, Awrumie Lajb, anioła śmierci nie można przekupić – po-
             wiedział Godel z uśmiechem.
                Choroba dalej kosi ofiary. Każda wiadomość o śmierci zbliża ludzi jeszcze
             bardziej do siebie. Nawet ci najbogatsi, którzy na ogół się nie pozdrawiają,
             stoją blisko siebie, spoglądają w niebo z troską i nadzieją. Wieczorem spadł na
             dzielnicę straszliwy smutek. Troje dzieci zmarło jednej nocy. Noc – to czas
             anioła śmierci. Zawsze przychodzi nocą. W dzień może uda się go rozpoznać
             z daleka i uciec. W nocy natomiast nikt go nie widzi. On się zakrada wtedy
             jak cień. I to jest przyczyna, dla której nie sypiam w magazynie, tylko na dwo-
             rze. Bo w magazynie jest tyle ciemnych kątów, on może się skryć w każdym
             z nich. Większość czasu sypiam na dachu. Jeśli anioł zechce mnie tu złapać,
             to czekają go wielkie niespodzianki. Po pierwsze, wyrwałem parę stopni   229
   224   225   226   227   228   229   230   231   232   233   234