Page 221 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 221
– Awrumie Lajb, musimy być przygotowani na rozstanie z nim. Ale on
nie rezygnuje. Wy, Żydzi, jesteście twardym narodem.
Za pośrednictwem swego narzeczonego, Juliana, Zosia załatwiła Szym-
szonowi w fabryce wyrobu kolorowej pasty do butów pracę w charakterze
żywej reklamy. Nazwa pasty: „Globin”. Na pokrywce pudełka namalowana
jest postać Charliego Chaplina w olbrzymich, świecących butach. Ma też
czarną czapkę, małe wąsy i szeroki uśmiech. W ręku trzyma wyginającą się
niczym łuk laseczkę.
Właśnie tego dnia skusiło mnie, by odwiedzić Szymszona. Co będzie, to
będzie. W najgorszym wypadku oberwę po pysku. Można by pomyśleć, że
jeden policzek dla mnie więcej to coś nowego. Ale to już nie robi na mnie
żadnego wrażenia. Najważniejsze, że chciałem mu dać pieniądze, które zna-
lazłem w walizce u Aharona i Fajgi. Może będzie mógł z tego opłacić lekarza,
lekarstwa albo szpital. Ja sam wziąłem tylko kilka monet ofiarodawców.
Nie wiem, czemu trudno mi jest oswoić się z tymi pieniędzmi. Nawet kiedy
kupuję sobie ciastka i słodycze albo czarny chleb z rodzynkami, a na nim
grube plastry kiełbasy – nie mam z tego przyjemności. To prawda, że to ma
smak raju, ale coś mi dokucza. Coś mnie gryzie w środku. Usiłuję sam siebie
przekonać, uspokoić się, ale żadne argumenty nie pomagają. Te pieniądze
należą do sierocińca, do domu starców. To nie są moje pieniądze. Ten skarb
mi ciąży i nie wiem, co z nim począć. Oby mi to ktoś skradł! Niech on cierpi,
a nie ja. Oby te pieniądze znikły w jakikolwiek sposób. Ja ich nie chcę do tego
stopnia, że jeszcze nie otworzyłem tej paczki. Coś mnie też powstrzymuje
przed oddaniem tych pieniędzy, na przykład Zosi. Mam wobec niej wielki
dług. We wszystkich ciężkich chwilach była mi podporą. Jednak przeszka-
dza mi, że ona jest gojką, a przecież pieniądze te należą do „Talmud Tory”.
I jeszcze bardziej przeszkadza mi jej narzeczony, który nienawidzi Żydów.
Krótko mówiąc, nie wiem, co począć z tymi pieniędzmi. W dniu, w którym
postanowiłem zwrócić je Szymszonowi, przygotowany byłem, że porządnie
oberwę. Najważniejsze, wybrnąć z tego złego samopoczucia.
W piątek Zosia posłała mnie do sklepu tuż obok jadłodajni, do Jakuba,
po kwaśną kapustę. Całą drogę byłem roztrzepany. Złe samopoczucie tak
mi dokuczało jak żelazna obręcz, trudno mi było oddychać. Ta obręcz jest
niewidoczna, a tak dokuczliwa. Muszę spytać Godla, jak można się jej pozbyć.
On wszystko wie.
Obok kiosku z papierosami należącego do inwalidy bez nogi, Zygmunta,
zobaczyłem grupę dzieci goniącą postać, która jakby uciekła z pokrywki 221