Page 217 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 217
zakradł między drzewa i skusił Ewę, a Ewa Adama, by zjedli jabłko. Wtedy
Pan Bóg wypędził ich z Edenu i skazał na ciężką pracę. Szymszon zachwycony
jest tą opowieścią. A ja nie mogę pojąć, co go tak zachwyca. Opowieść ta wcale
a wcale mi się nie podoba. Dla mnie jest jak najbardziej oczywiste, że Bóg
Artura zupełnie inaczej by się zachował. Najpewniej powiedziałby: „Po co
tyle wrzawy z powodu jednego jabłka?”. Można by pomyśleć, że Panu Bogu
brak jabłek. Skradli jedno jabłko, no to co? Albo poradziłby im, jak ukraść,
żeby nikt braku nie zauważył. Z Ewą na pewno by flirtował i opowiedział jej,
jak bardzo ją kocha, próbowałby pożyczyć od niej pieniądze. Węża pewnie
usiłowałby sprzedać do ogrodu zoologicznego albo do fabryki, w której robią
torebki dla bogatych ludzi. Bóg Aharona i Fajgi to wstrętny skąpiec i przy-
pomina mi bogacza Wolffa. Bogacz Wolff miał wiele domów i bardzo dużo
pieniędzy. Z powodu paru złotych, które praczka Dwojra była mu dłużna za
czynsz, wyrzucił ją z mieszkania. No dobra, ukradli jabłko. I z tego powodu
wypędza się parę Żydów na wygnanie? Kara wydaje mi się przesadna.
Nieoczekiwanie przychodzi mi z pomocą Szymszon, który wątpi w całe te
opowieści. Skąd wiadomo o historii z jabłkiem? Przecież nie było świadków,
przecież oni byli jedyni na świecie. A bez świadków sąd się nie liczy. I skąd
wiadomo, że Adam był Żydem? Przecież nie było tam mohela. Mnie to ogrom-
nie bawi. Rozkoszuję się ich zakłopotaniem. Cała historia nie interesuje mnie
zupełnie, zatykam uszy, aby nie słuchać dalszego ciągu.
Fajge i Aharona bardzo trudno jest rozzłościć i to mnie wyprowadza
z równowagi. Oni nie rezygnują i dalej kontynuują swoje opowieści. Tym
razem opowiadają mi, co się dzieje z człowiekiem po śmierci. Chory Szymszon
uważnie się przysłuchuje. Kilka minut później dostaje ataku kaszlu i krew
bucha mu z ust. Szymszon bardzo boi się śmierci i oni o tym wiedzą.
Rankiem Szymszon zaproponował mi, żebym się przyłączył do Aharona
i Fajgi w ich zbieraniu datków na rzecz sierocińca i domu starców, bo dobre
uczynki chronią przed śmiercią.
– Awrumie Lajb, gdybym ja był zdrów, sam bym to zrobił, ale jestem chory
i po prostu nie mam sił. Jeśli ty z nimi pójdziesz, tym samym pomożesz nam.
– Nie pójdę z nimi, nic nie będę robić – mówię ze złością.
W wyniku mojej odmowy Szymszon znów szepce z Fajgą i Aharonem.
Od czasu do czasu słyszę swoje imię. I orzeczenie Szymszona:
– On jest uparty jak osioł, nic nie pomoże.
Aharon wzdycha głośno:
– Szkoda, szkoda. 217