Page 214 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 214

– Oj, Awrumie Lajb, zabijesz mnie swoim błazeństwem – mówi Szymszon.
             Naszej dziwacznej pary to nie bawi, odwrotnie, kręcą nosem i rzucają
           pogardliwą uwagę:
             – Nie przebywaj w towarzystwie błaznów, jak to jest napisane w Piśmie
           Świętym – powiada Aharon.
             Nie mam pojęcia, co to jest Pismo Święte. Nie umiem tego czytać. A jeżeli
           jest tam tak napisane, jak mówi Aharon, to według mnie jest to ogłupiająca
           książka. Lekceważę książki, które zabraniają ludziom się śmiać. Zawsze myśla-
           łem, że w książkach piszą tylko mądre rzeczy, a okazuje się, że to nieprawda.
             – Co jeszcze jest napisane w tej książce? – pytam dziwaków.
             – Nie rób sobie posągu ani obrazu – odpowiada pełen dumy Aharon.
             Widzę w tym wypowiedzenie z ich strony wojny i obrazę Artura. Ja bardzo
           pragnę upodobnić się do Artura. Już dwa dni usiłuję namalować kolorową
           kredką portret Szymszona. Według mnie bardzo mi się to udało. Mam też
           zamiar wyrzeźbić jego postać w kartoflu. Wszystko po to, by rozzłościć Aha-
           rona i Fajgę. Na złość, na złość im to zrobię.
             Ażeby jeszcze bardziej upodobnić się do Artura, wymyślam rozmaite
           historyjki o przedmiotach znajdujących się w pokoju. Wczoraj wieczorem na
           przykład wymyśliłem historyjkę o czajniku i w końcu prawie że się popłakałem
           nad jego gorzkim losem. Historyjka była o parze staruszków Żydów, którzy za
           ostatnie grosze kupili nowy, błyszczący, czerwony czajnik z dumnym, świe-
           cącym dzióbkiem. Przez ten dzióbek czajnik opowiadał staruszkom zabawne
           historyjki, ażeby ich rozweselić. Bo oni byli bardzo biedni i bardzo smutni.
           Para buchająca z czajnika przybierała formę znanych staruszkom ludzi, którzy
           dawno już odeszli z tego świata. A staruszkowie bardzo za nimi tęsknili. Były
           to postacie ich dzieci, które dawno ich opuściły, a teraz oto są znów z nimi
           w pokoju. Staruszkowie płakali z radości. Postacie z pary wypowiadały dawno
           zapomniane słowa. Do tego stopnia, że czasem staruszka mówiła do męża:
           „Myślę, że nasz Symchele płacze!”. A w zimowe wieczory staruszkowie siadali
           koło pieca, zimne ręce trzymali na czajniku i to ogrzewało ich serca. Kiedy
           poczuli, że nadchodzi godzina ich śmierci, prosili, by ich pochować z jedynym
           przyjacielem, jaki im pozostał w życiu. Nie mam odwagi opowiedzieć tej
           historyjki nikomu, bo nie wolno zdradzać tajemnic przyjaciół.
             A żeby jeszcze bardziej rozzłościć tę wstrętną parę, wyrzeźbię ich jako brzy-
           dali – Aharona z olbrzymimi jajami, to się nazywa przepuklina, a Fajgę z dzio-
           bem koguta, bo ma głos podobny do gdakania. Rzeźbię też twarz mojej mamy,
    214    Esterke, Szymszona. I wszyscy są bardzo podobni, przynajmniej w moich
   209   210   211   212   213   214   215   216   217   218   219