Page 211 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 211
plasterkami cebuli. Dokładnie tak, jak to widziałem kiedyś w mieście, w oknie
wystawowym jakiejś restauracji. Widocznie Wolff oczekiwał gości. Bo trudno
mi było uwierzyć, że sam jada z wszystkich talerzy. Najbliższy talerz zaprosił
mnie delikatnie: „Spróbuj mojego jadła, zobacz, jakie jest smaczne”. Tym
razem również nie mogłem odmówić. Rozsiadłem się na krześle pokrytym
skórą. Na oparciach wyrzeźbione były łby lwów. One mnie także zachęcały:
„Mimo że codziennie oglądamy najlepsze smakołyki, Wolff nie pozwala nam
niczego skosztować, ale ty, Awrumie Lajb, jedz wszystko, na co masz ochotę”.
Bardzo byłem zdziwiony, że lwy znają moje imię. W ślad za mną cała nasza
gromada rozsiadła się przy stole. Bogacz Wolff siedział na najwyższym krześle
z kamienną twarzą. Na głowie nosił małą jarmułkę, spod niej widać było
kręcone pejsy, a niżej olbrzymie uszy.
– Panowie – zaprosił nas Maks – siadajcie i czujcie się jak w domu! Tę uro-
czystą biesiadę Wolff przygotował dla nas. Jedzcie i pijcie, ile dusza zapragnie.
Kury zniknęły z talerzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Potem
zniknęły owoce, których nazw nawet nie znałem, koloru pomarańczowego,
z rajskim zapachem.
– To są pomarańcze z Izraela – objaśnił nam Maks. – Jedzcie, jedzcie, nie
co dzień jest Purim. Czy pan Wolff się gniewa na nieoczekiwanych gości?
Wolff nie był w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa.
– Ja rozumiem, mój panie, że z powodu radości i wzruszenia milczysz. –
Po czym zaczął mówić innym, bardziej zrozumiałym językiem. – Powiedz
mi, ty pijawko, ty kleszczu, co ssiesz krew ludziom, ja już dawno czekam na
okazję pogadania z tobą. Ile złotych ci brakowało, i to jeszcze od Dwojry
praczki, ażeby przygotować takie przyjęcie? Ty jeszcze masz odwagę nosić
pejsy, jarmułkę na głowie i nie boisz się Boga? Jeżeli taki jesteś wykształcony
w Piśmie Świętym, to na pewno znasz najważniejszy werset: „Kochaj bliźniego
jak siebie samego”. Odpowiadaj szybko, znasz ten werset czy nie?
Wolff dalej milczał.
– Awrumie Czomp, skocz i sprowadź tu praczkę Dwojrę wraz z dziećmi
i powiedz jej, że zapraszamy ją na ucztę.
Awrum Czomp wyszedł. Po paru minutach pokój zapełnił się dziećmi,
które rozbiegły się po wszystkich kątach. Większość pobiegła do kuchni.
Dochodziły stamtąd dźwięki rozwalanych drzwi, tłuczonego szkła. Po pew-
nym czasie dzieci wróciły z gomółkami serów, owocami, surowymi kurami,
bochenkami chleba i dwoma olbrzymimi tortami ozdobionymi czereśniami.
Teraz pomiędzy dwojgiem dzieci Dwojry wybuchła sprzeczka na temat tego, 211