Page 203 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 203

Ślepy Maks wyczuł widocznie moje zmieszanie, uspokajał mnie głaskaniem
             po plecach, tak jak to zwykle robią mężczyźni między sobą. To jeszcze bar-
             dziej powiększyło moje uznanie dla niego. Wszyscy się do mnie uśmiechali.
             Zacięte twarze mężczyzn promieniały ciepłem, przyjaźnią. Parę kobiet z ich
             głupim uśmiechem usiłowało mnie objąć, ucałować. I to brzmiało mniej
             więcej tak: „hi, hi, hi…”. Już miałem zamiar kopnąć jedną w twarz pełną
             pudru i uszminkowanego uśmiechu.
                – Kury, milczeć i siedzieć na miejscu. To nie zabawka ani pudel, ani nie-
             szczęśliwe dziecko!
                Spojrzenie niezakrytego oka wtargnęło do mego wnętrza. To oko mnie
             nie lubiło, ale mnie zrozumiało. Pod wpływem mego opowiadania o stanie
             Szymszona spojrzenie to z uśmiechu i ciepła zamieniło się w spojrzenie pełne
             troski, skupienia, zaciętości. Opowiadałem, jak ciocia Sonia, Godel i jego ojciec
             oszukali Szymszona. Słowa wypływały ze mnie, nie mogłem przerwać. Na
             sali zapanowała cisza. Mówiłem o chorobie Szymszona i o tym, że odmawia
             wszelkiej pomocy.
                – Tak, to jest Szymszon! – szeptał Maks do siebie.
                Kiedy mówiłem o chorobie Szymszona, musiałem się powstrzymać z całych
             sił, by nie wybuchnąć płaczem. Wszyscy to wyczuli, wzrok ich pociemniał.
             Był to język, w którym słowa tylko przeszkadzają.
                – Co ty chcesz teraz robić, Awrumie Lajb?
                – Nie wiem. A właściwie to wiem. Chciałbym mieć jedzenie dla Szymszona.
                Usta Maksa powiedziały:
                – Od dziś otrzymujesz u Szmila każdą ilość jedzenia na mój rachunek. – Oko
             natomiast powiedziało: – Bez rozpieszczania i do rzeczy. W naszym gronie
             nie wolno ulegać uczuciom. – Potem zwrócił się do Mendla Foni: – Skocz,
             Mendel, i sprowadź wszystkich na dintojrę . Godla i jego mamę wyciągnij
                                                   37
             za uszy, a Sonię za cycki. Tutaj, do nas.
                Wszyscy wyrazili zgodę kiwnięciem głowy. Znam ich wszystkich: Awrum
             Czomp, Biały Heniek, Nusen Złodziej, Mendel Ziw, Kalman Fonia. Czuję
             się z nimi związany.
                – A teraz, Awrumie Lajb, trzeba od razu napić się wódki. Przynieś jadło
             i picie dla wszystkich. Ja dzisiaj płacę.




             37   dintojre (jid. z hebr. din Tora – dosł. sąd według Tory) – sąd polubowny do rozstrzygania spo-
                rów, w środowiskach przestępczych wyroki wydawane były w myśl niepisanych praw i zasad.  203
   198   199   200   201   202   203   204   205   206   207   208