Page 200 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 200
Tej nocy także zjawiło się dwóch ludzi z zakrytymi twarzami. W ich to-
warzystwie była gruba baba w kapeluszu z olbrzymim rondem na głowie. Do
uszu moich docierają strzępy zdań, najpierw gniewne, potem już krzykliwe:
– Zabiję cię, ty sukinsynu, ja żądam zapłaty! – wrzeszczał Szymszon i zaraz
dostał ataku kaszlu.
– Wezwijcie lekarza! – krzyczała kobieta. – Po głosie poznałem, że to jest
matka Godla. – Dajcie mu napić się zimnej wody, dajcie mu mleka z miodem!
Prawdopodobnie jeden z tych napojów przyniósł Szymszonowi ulgę, bo
głos jego zrobił się nieco wyraźniejszy.
– Ja żądam mojej części!
– Szymszele, policja nas nakryła i z trudem udało nam się uciec. Nie jest
wykluczone, że policja się tutaj zjawi. Trzeba koniecznie, by dom był „czysty”
– ostrzegała mama Godla.
Szymszon dostał następnego ataku kaszlu. Wszyscy obecni zwiali. Wróciłem
do pokoju. Szymszon leżał na podłodze, na wpół omdlały.
– Awrumie Lajb, straciłem także ostatnią kartę. Moją i twoją. Zostaliśmy
bez grosza. – Rysy jego zaostrzyły się, stały się obce i złe. – Nie polegaj więcej
na mnie. Od dziś każdy z nas dba wyłącznie o siebie. Od jutra będę szukał
pracy. – Szymszon był taki blady, że podałem mu szklankę wody. Ze złością
odtrącił moją rękę. – Gówniarzu, powiedziałem ci: dbaj o siebie. Ja jeszcze
żyję i będę dbał o siebie.
Bardzo mnie to dotknęło, a jednocześnie zrozumiałem, że to jest sposób,
w jaki Szymszon usiłuje walczyć ze swoją chorobą. Nie być zależnym od nikogo.
– I od teraz – powiada – każdy będzie miał swoje jedzenie i nikt z nas nie
tknie jedzenia drugiego. A teraz idź sobie i zadbaj o siebie. – Szymszon ciężko
opadł do tyłu. Usta miał otwarte. Bardzo się nad nim litowałem. Wyczuł moje
współczucie i to go wyprowadziło z równowagi. – Idź, mały skurwysynu,
nikogo nie potrzebuję ani niczyjej litości. – Oczy jego zabłysły nienawiścią.
Ze strachu uciekłem z domu.
Na ulicy dowiedziałem się od jednego ze stałych bywalców jadłodajni
Szmila Griba, że Zosia Klops wróciła. Bardzo się ucieszyłem, bo wiedziałem, że
teraz nie będę więcej głodował. Dotychczas Szymszon zjadał prawie wszystko.
Spotkanie moje z Zosią było bardzo wzruszające.
– Awrumie Lajb, opowiedz mi, co z tobą, co porabia Szymszon. Mój ojciec
umarł, nie miałam co robić na wsi i znów pracuję u Szmila Griba.
Opowiedziałem jej o Szymszonie, o jego stanie zdrowia i decyzji, by każ-
200 dy z nas dbał wyłącznie o siebie. Prosiłem, bym mógł u niej zostać i pomóc