Page 199 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 199
zmniejszył, wrócił mu apetyt. Ciocia Sonia czasem przychodzi, by się nim
zająć. W większości wizyty te są krótkie – nocą, w ukryciu. Tego też mi nie
wolno opowiedzieć policji, gdyby mnie o to pytali.
Szymszele i Sonia robią wrażenie przestraszonych i cały czas szepczą między
sobą. Wzrok ich błądzi dookoła, podejrzliwie badają okolicę. Po każdej takiej
wizycie Sonia wpycha mi do ręki całą złotówkę.
– Kup sobie coś, czego pragniesz – szepce i znika w ciemnościach.
Za pieniądze, które Szymszon dostaje od Soni, kupuję miód i psi smalec.
To są leki, które sprzedaje Szymszonowi stara kobiecina, Chana Kak. Jeszcze
jedno lekarstwo zobowiązany jest zażywać: suchy chleb odgrzewany w pie-
cu z jarzynami i wymieszany z pajęczyną. Spytałem Szymszona, skąd u tej
starowiny takie śmieszne miano jak „Kak”? Objaśnił mi, że ta starowina
jest święta, potrafi uleczyć wszystkie choroby na świecie. Pierwsze pytanie,
które zadaje choremu, brzmi: „Zrobiłeś dzisiaj kaka?”. Stąd tak ją nazywają.
Bardzo się jej boję. Kiedyś widziałem na obrazku w książce u Bronka bardzo
podobną starowinę. Była na nim także mała, przygarbiona kobieta, a twarz jej
pokrywała pajęczyna zmarszczek. Palce rąk Chana ma chude, długie. Zawsze
ubrana jest na czarno, a w dłoniach trzyma swoje cudotwórcze leki.
Choroba bardzo zmieniła Szymszona. Po raz pierwszy opowiada o sobie.
O życiu, o jego znaczeniu, o małej, bardzo kochanej siostrzyczce, która za-
chorowała na dyfteryt i zmarła.
– Rozumiesz – opowiada mi Szymszon – człowiek rodzi się wbrew swej
woli, u kobiety, której nie wybierał. Nie wybierał też miejsca, braci i sióstr,
sąsiadów. Nikt go nie pytał, jak chce żyć, jak długo i kiedy zechce umrzeć.
Wszystkie leki i usprawiedliwienia, które chory otrzymuje, są tylko czasowe.
Czuję, że mój koniec się zbliża. A najstraszniejsze jest to, że zmarnowałem
swoje życie.
Słowa te padają na mnie jak kamienie, bardzo mi jest smutno.
– Zrozum, Awrumie Lajb, życie jest jak gra w karty. Cały czas przegry-
wasz, ale żyjesz nadzieją, że już-już wpadnie ci w ręce właściwa karta i życie
twoje ulegnie zmianie. A może to właśnie będzie ta karta, na którą ja już tak
długo czekam?
– Czy twoja ostatnia karta związana jest z walizkami, które ludzie przynosili
nocami, a wśród nich był Godel i jego syn? – pytam.
– Awrumie Lajb, nie wolno im wiedzieć, że ich rozpoznałeś. Bądź ostroż-
ny, oni mogą przypłacić życiem za tę pracę. W tej sytuacji każdy człowiek jest
niebezpieczny. 199