Page 202 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 202

leki, żaden psi tłuszcz ani miód, tego dokonała jedna wiadomość. Szymszon
           opowiada historyjki, jedną po drugiej, wszystkie bardzo ciekawe, okrutne,
           ale także łagodne, ludzkie. Odkrywa się przede mną dziwny świat z własny-
           mi prawami. Jest w nim koleżeństwo, wierność, ale także zdrada i podłość.
           Okazuje się, że na najniższym poziomie są sutenerzy i oszuści. Do najwyższej
           władzy należą kasiarze, rabusie bogatych.
             Całą noc przesiedziałem przy łóżku Szymszona. Humor jego uległ rady-
           kalnej zmianie. I on mi znów przyrzeka, że jeszcze nie padła ostatnia karta,
           ale ona jest w drodze.
             Przez chwilę Szymszon mnie w ogóle nie dostrzega i opowiada o sobie,
           o latach głodu, o latach bólu i wstydu, o latach pogardy i samotności w więzie-
           niach. O tęsknocie do rodziców, o biciu, o krzyku, bólu ciała i duszy, o płaczu,
           bo nie ma drogi powrotnej.
             – Tak, Awrumie Lajb, ja płacę cenę za to, że nie zdradzałem i nie donosiłem
           na nikogo. Czasem rozglądam się wokół siebie z płaczącym sercem. Dostałem
           od Boga ciało i duszę i co ja z nimi zrobiłem?
             W pokoju panuje cisza. Postaci z życia Szymszona zapełniają próżnię i słu-
           chają opowiadań. Na ogół milczą. Ich rysy są zamazane w obawie, by ich nie
           rozpoznano. Zrobiło się ciasno w pokoju. Słyszę stuknięcia kieliszków wódki,
           jednego o drugi. Słyszę dziki śmiech postaci. Śmiech zarozumiały, bezczelny…
           czasami postaci te tańczą w zawrotnym tempie… oklaski i zaciśnięte pięści na
           stołach. Na początku wszystko to widzę w ostrych kolorach, dużo czerwieni
           na ich twarzach, żółte kaszkiety, zielone, liliowe, niebieskie chusty na szyi,
           ubrania brązowe, czarne albo białe. Nagle muzyka urywa się wśród tańca,
           wszystkie kolory zamieniają się na szary, a głowy ukazują się w czarnych,
           zakratowanych oknach. Ręce trzymają się żelaznych krat. Zamiast oczu mają
           szpary, a w szparach chowają ból i marzenia.
             Szymszon zasnął, ale tym razem zdrowym snem. Na jego twarzy pojawia
           się nawet wstydliwy dziecinny uśmiech. Widocznie znajduje się on w krainie
           snów razem ze swoją siostrzyczką, którą także bardzo kochał, a która zmarła
           na dyfteryt.
             Szymszon nie przesadzał. Ślepy Maks bardzo się wzruszył, kiedy usłyszał,
           że mieszkam i opiekuję się Szymszonem. W obecności wszystkich gości wziął
           mnie na kolana. To było niezwykłe wydarzenie. Nie pamiętam, bym kiedykol-
           wiek siedział na czyichś kolanach. Zwłaszcza na kolanach mężczyzny. Byłem
           tak szczęśliwy, zmieszany i dumny z zaszczytu, jaki przypadł mi w udziale,
    202    że zacząłem się jąkać i nie byłem w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie.
   197   198   199   200   201   202   203   204   205   206   207