Page 198 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 198
Rankiem poprosiłem Szymszona, żeby zostawił kartkę dla Artura. Może
on postanowi wrócić. Prosiłem, żeby napisał, że my mieszkamy teraz u cioci
Soni. To znaczy nie dokładnie w jej mieszkaniu, ale w małym pokoiku nad jej
mieszkaniem. Jej prawie nigdy nie ma w domu. Do obowiązków Szymszona
i moich należy pilnować waliz, które dziwni ludzie przynoszą wśród nocy.
Wszystko odbywa się szybko i cicho. Między ludźmi przynoszącymi walizy
zwraca uwagę jedna gruba kobieta. Twarzy jej nie widać. Zakrywa ją kapelusz
z olbrzymim rondem. Sądzę, że to jest celowe. Na wszystkie moje pytania,
kim jest ta kobieta, Szymszon reaguje złością:
– Czym mniej będziesz wiedział, tym zdrowiej dla ciebie.
Walizy są wielkie i widocznie też ciężkie, bo ludzie z trudem je dźwigają.
Szymszon stoi z boku z małym notesem w ręku i notuje każdą wniesioną
walizę. Mnie zabroniono być obecnym w czasie takich akcji. Mimo zakazu,
a może właśnie dlatego, przyglądam się przez małe okienko na strychu.
Tej nocy przyszli ludzie i wynieśli walizy równie szybko, ale bardziej skrycie.
Dwóch miało zakryte twarze. Mimo to zdawało mi się, że rozpoznaję Godla
i jego ojca. Ale nie jestem pewien.
– Jeśli zjawi się kiedyś policja – ostrzega mnie Szymszon – niczego nie
widziałeś, niczego nie słyszałeś.
Tajemnica tej akcji nie daje mi spokoju i ciągle nagabuję Szymszona, kim
są ci ludzie i co znaczy ta tajemniczość. A Szymszon powtarza w kółko:
– Gęba na kłódkę. Może będziemy mieli z tego parę groszy! – wzdycha
ciężko.
Wzdychania jego kończą się na ogół mocnym, suchym kaszlem. Jak gdyby
wyszedł z piwnicy. W ostatnim czasie ataki powtarzają się częściej. Razem
z nimi występują krople potu na czole i na dłoniach.
– Przynieś szklankę wody – prosi spokojnie Szymszon. – Ja się trochę
położę na łóżku i odpocznę. A ty uciekaj ode mnie w czasie kaszlu, może on
jest zaraźliwy.
Po takim ataku Szymszon zasypia. Bardzo wychudł na twarzy, policzki
mu się zapadły, nos wydłużył, skóra przybrała żółty kolor. Zdarzyło się już
kilkakrotnie, że w czasie kaszlu spluwał krwią. I to mnie bardzo przeraża.
Mam takie uczucie, że źle się dzieje w ciele Szymszona. Boże! Żeby tylko nie
umarł – modlę się w sercu. I znowu powtarzam tę modlitwę, która mnie już
raz uratowała: „Błogosławiony bądź Panie Boże, który ratujesz żydowskie
dzieci z rąk gojów”. I dodaję: „Ty też uratujesz Szymszona z tej strasznej cho-
198 roby”. Myślę, że moja modlitwa pomogła Szymszonowi. Kaszel się trochę