Page 190 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 190
W kinie jest prawie sto siedzących miejsc. Pomiędzy krzesłami ułożyliśmy
deski i w ten sposób możemy regulować liczbę miejsc, w zależności od potrze-
by. Szymszon stoi obok kasy ubrany w białą koszulę z brązowym krawatem,
uśmiecha się grzecznie do kupujących bilety, jak kelner po otrzymaniu napiw-
ku. Artur znajduje się obok aparatu filmowego, który stoi na stole podpartym
czterema krzesłami. On też nosi białą koszulę i brązowy krawat. Ja noszę białą
koszulę Szymszona i tonę w niej. Rękawy są założone sześciokrotnie, prawie
dotykają kołnierza. Kołnierz dochodzi do uszu. Wszyscy nosimy berety, które
w kolorze przypominają dojrzały czyrak. Berety są po to, żeby publiczność
wiedziała, kto jest właścicielem kina. Mój beret jest dwukrotnie większy niż
moja głowa. Jestem uwięziony między beretem a kołnierzem. Tylko wąska
szparka między nimi umożliwia mi widzenie świateł w kinie.
Szymszon i Artur obiecują, że za pierwsze zarobione pieniądze kupią mi
ubranie i zrobią ze mnie lorda. Nie bardzo wiem, co to jest lord, i nic mnie
też nie obchodzi ta nazwa. Bylebym mógł coś zobaczyć.
Ażeby zaoszczędzić w wydatkach, Szymszon zamiast ekranu przyniósł
dwa połatane prześcieradła. Z prawej strony prześcieradła są dwie dziury,
tak że wszystkim postaciom na ekranie brak albo pół głowy, albo ręki, albo
nogi. Sala jest wybielona i to robi bardzo miłe wrażenie. Zwłaszcza kwiaty
przyczyniają się do świątecznej atmosfery. Bardzo szkoda, że po pierwszym
przedstawieniu wszyscy wyszli z kwiatami, jakby to był ślub.
Kręcę się pomiędzy publicznością z tacą uwiązaną na szyi, a na tej tacy
są pestki i cukierki. I sprzedaję je po pięć groszy. Bardzo trudno mi jest się
opanować i co parę minut połykam cukierka. W końcu ktoś mi w ciemności
podstawił nogę, upadłem między krzesłami, wszystkie moje skarby rozsypały
się. Za karę zostałem spoliczkowany przez Szymszona tak, że mi pociemniało
w oczach.
Na pierwszym seansie sala była niemal pełna, co nam przyniosło prawie
dwieście złotych. I to jest przyczyna, dla której kino „Hollywood” jest za-
mknięte trzy dni. My świętujemy w jadłodajni Szmila Griba. Szymszon i Artur
cały czas są zalani, zapraszają do picia każdego, kto się nawinie, na rachunek
naszych przyszłych sukcesów. Mnie karmią na siłę, bym prędzej urósł. Galareta
z nóżek, fasola, kartofle. Widocznie gdzieś słyszeli, że od galarety rosną nogi.
Nie tylko mi nie urosły, ale dostałem wymiotów i pochorowałem się ciężko.
To, co mnie zupełnie wykończyło, to siekana wątróbka o domowym smaku.
Ta wątróbka była u Szmila już parę tygodni i dlatego nabrała domowego
190 smaku.