Page 177 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 177

kolorowymi kredkami maluje roześmiane usta, białą farbę nakłada dooko-
             ła oczu. Przylepia sobie włosy do brwi. To jest po prostu cud, jak można
             za pomocą plasteliny i farby zmienić swój wygląd. W teczce z tymi wszystkimi
             cudami Artur trzyma jeszcze olbrzymie buty, krawat-muszkę w czerwone
             kropki, kaszkiet i spodnie całe w łatach. Demonstruje nam chód człowieka,
             którego komar ukąsił w pupę. Zaśmiewamy się obydwaj z Szymszonem.
                Część pokoju, w którym mieszka Artur, zamieniła się w cyrkową arenę.
             Wszystko zrobiło się nagle kolorowe. Artur kłania się publiczności, sam
             sobie bije brawo. Przebrany za pajaca, z gitarą w ręku, śpiewa po francusku,
             angielsku, w jidysz komiczną pieśń o człowieku, który kupił sobie parasolkę
             do ochrony przed pomyjami, którymi żona codziennie go oblewa. W czasie
             śpiewu Artur zagląda ci w oczy, tak jak gdyby usiłował opanować ci duszę.
             Każde słowo utkane jest z cienkiej, delikatnej jedwabnej nici, a wszystkie słowa
             tworzą pajęczynę. Ty początkowo nie zwracasz na to uwagi, aż nagle jesteś
             tym tak całkowicie omotany, że nawet nie masz ochoty wyjść.
                Myślę, że jak dorosnę, będę pajacem. Co to za niezwykła rzecz takim małym
             nakładem sił i wydatków sprawiać radość i rozśmieszać dzieci. Daję się ponieść
             fantazji. Publiczność bije mi brawa. Na przykład odwiedzam więzienie. Szary
             kolor znika z horyzontu. Wszystko jest kolorowe, wesołe, delikatne. Innym
             razem odwiedzam szpital. Chorzy zapominają na parę godzin o swoich bólach
             i starości i zamieniają się na ten czas w dzieci, z ich twarzy znikają zmarszczki.
                W nocy skomponowałem specjalną modlitwę z okazji tego wydarzenia.
             Trochę się wstydzę, bo nie bardzo mi się udało, ale była tam mowa o tym,
             że Bóg pozwoli mi być pajacem i rozśmieszać ludzi. Nie umiem pisać i zapo-
             mniałem słów, czego mi bardzo szkoda. Oczywiście nie mam odwagi śpiewać,
             bo skrzeczę jak żaba, a na dodatek nie odróżniam jednej melodii od drugiej,
             i to mnie bardzo boli.
                – Arturze, naucz mnie być pajacem, mimo że nie umiem śpiewać! – błagam.
                On uśmiecha się, obejmuje mnie i pociesza:
                – Dobrym błaznem może być tylko ktoś, kto dużo w życiu się nacierpiał,
             doznał biedy i pogardy. A ty, Awrumie Lajb, urodziłeś się błaznem nawet
             bez makijażu.
                Posądzam go o to, że ukrywa przede mną jakieś zawodowe sekrety. Nocą
             w szafie ćwiczę różne ruchy i miny, które według mnie powinny rozśmieszać
             dzieci. I zaraz przypominam sobie zespół Mojsiele Dupiaka, Kociaka, Szmelke
             Ciamajdę i Fajwla Tasza. Gdzie oni się teraz znajdują? Co robią? Czy już stali
             się milionerami? Może są w Ameryce i zapomnieli o mnie?               177
   172   173   174   175   176   177   178   179   180   181   182