Page 17 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 17

wszystkim napij się herbaty. Jesteś bardzo blady, pij, pij… Wiedz o tym, że jeżeli
             będziesz przyjacielem Godla, niczego ci nie zabraknie. Prawda? – zwróciła
             się do syna, mrugając okiem. – Prawda, Godel?
                Mimo że byłem głodny, nie mogłem niczego tknąć. Bałem się, że po dobrym
             posiłku musi nastąpić bicie. Chciałem wrócić do stajni. Menaszke z koniem
             Szmelke wyjechał na parę dni i mogłem być sam.
                – Chodź, odprowadzę cię – powiedział Godel.
                Po drodze wytłumaczył mi, o co właściwie chodzi:
                – Nocą odwiedzimy szewca Szmila, dobierzemy ci parę butów i będziesz
             wyglądał jak lord. Już ja cię obudzę.
                Modliłem się do Boga, żeby nam nie pomógł. Ciężko mi było na sercu. Szmil
             zawsze miał dla mnie jakieś dobre słowo, zawsze pozdrawiał serdecznie. Raz
             nawet zaprosił mnie z ciepłym uśmiechem do swego warsztatu. Powiedział:
                – Ta szklanka herbaty obrazi się, jeśli nie zechcesz jej wypić.
                Warsztat Szmila był bardzo mały i ciemny. Na półkach stały buty roz-
             maitego rodzaju i koloru. Prócz tego duży stos obuwia leżał obok stołu
             do pracy, który stał pod schodami, a nad nim wisiała naftowa lampa. Pi-
             liśmy herbatę, zjadłem placek kartoflany, a Szmil opowiadał mi o swo-
             im dzieciństwie. Było mi bardzo przyjemnie, ale jednocześnie bardzo
             smutno.
                Modliłem się w duchu, żeby Godel nie przyszedł, żeby go zatrzymała
             policja i żeby nigdy nie wyszedł z więzienia.
                Nagle usłyszałem jego głos. Wsunął się jak cień.
                – Chodź, Bóg będzie z nami. Chodź prędko i cicho.
                Godel nie zostawił mi ani chwili do namysłu. Po drodze miałem uczucie,
             jakby setki oczu mi się przyglądały, setki palców dotykały i setki głosów
             szeptały: „Złodziej, złodziej, złodziej!”.
                Po czym wszystko odbyło się bez mojej obecności… Wszystko zrobiło
             inne dziecko. Inne dziecko wybiło szybę, inne dziecko mierzyło buty i inne
             dziecko uciekło z Godlem.
                – Pierwszy raz zawsze tak jest – uspokajał mnie. – Idź spać! – Sam znikł
             w ciemnościach.
                Zamiast pójść spać, wróciłem do warsztatu Szmila i przez rozbite okno
             wrzuciłem z powrotem buty.
                Niespodziewanie wróciła moja matka. Schudła, była bardziej obca. Gruba
             chusta zakrywała jej twarz, tylko oczy badały mnie w napięciu.
                – Dużo czasu już tu jesteś? – spytała.                             17
   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21   22