Page 157 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 157
Nauczył Mojsiele połykać ogień i wypuszczać kolorowy dym, zjadać zega-
rek i wyciągać go z buta. Występy te bardzo mnie ciekawią, podobają mi się.
Sądzę, że zaraz po odwiedzeniu Szymszona dołączę się do nich, naturalnie,
jeśli będę wiedział, gdzie się znajdują.
Z przypadkowo podsłuchanej rozmowy nocnej pomiędzy Benim i Fajwlem
zrozumiałem, że dla Fajwla występy te to tylko pretekst do kradzieży kie-
szonkowych.
– Ty rozumiesz, Beni, w czasie przedstawienia ludzie są mniej uważni
i praca jest łatwiejsza.
Nie słyszałem, co mu Beni odpowiedział, bo ściszyli głosy. W ogóle szep-
tanie pomiędzy członkami grupy powoduje u mnie uczucie samotności i liczę
już dni do ich wyjazdu. Boję się, że jak się wzbogacą, to o mnie zapomną.
Moim zdaniem, sądząc z prób, które oglądałem, czeka ich duże powodzenie.
W ostatnich dniach przed ich wyjazdem postanowiłem opuścić magazyn.
Bolała mnie ich wesołość. Po prostu ja już dla nich nie istniałem. Przestałem
wierzyć, że zabiorą mnie do Ameryki, kiedy zostaną milionerami.
Dziś będzie ostatnia próba. Jutro wczesnym rankiem ulotnią się i nie wiem,
kiedy ich znów zobaczę. Postanowiłem w duchu nie przywiązywać się więcej
do ludzi. I tak wszystko się zawsze kończy rozstaniem. A każde rozstanie jest
bardzo bolesne.
Na ostatniej próbie byłem jedynym widzem. Prócz mnie wszyscy brali udział
w przedstawieniu. Ich głosy, pieśni, śmiechy docierają do mnie jak przez watę.
I nagle czuję, że ich przeklinam i życzę porażki. Wtedy może prędzej wrócą.
Teraz dni, w których byliśmy „krukami”, wydają mi się piękne. Wiem,
że będę wiele nocy tęsknił za tym okresem. Rozstanie ze wszystkimi
jest dla mnie bardzo trudne. Oczywiście nie okazywałem tego. Okres
„kruków” bardzo nas zbliżył, została cienka nić przyjaźni. A teraz ta nić
się urywa. Szczególnie bolesne było dla mnie rozstanie z Mojsiele Dupia-
kiem, Kociakiem i Szmelke Ciamajdą. Z nimi byłem jeszcze w chederze.
Usiłowałem przekonać siebie, aby zrezygnować z odwiedzin Szymszona
i przyłączyć się w ostatniej chwili do zespołu. Próbowałem gniewać się
na Szymszona, ale bezskutecznie. Sądzę, że im także było trudno rozstać
się ze mną. Prócz Fajwla i Beniego. Ci ostatni krótko mnie znają. Z nimi nie
byłem w chederze.
Odprowadziłem ich przez całą ulicę Zgierską aż do Bałuckiego Rynku.
Tam wsiedli na uprzednio wynajęty wózek. Wózek odjechał, a ja jeszcze dłu-
go stałem w miejscu. Łudziłem się, że może zatrzymają się, wrócą do mnie 157