Page 161 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 161

budzi, znajduje koło siebie jedzenie i je spożywa. I kiedy wrócę, ona obejmie
             mnie z radością.
                Bardzo się rozczarowałem, kiedy wróciłem. Esterke dalej siedziała w skrzyni
             z szalem na głowie, a jedzenie stało nietknięte. Usiadłem koło niej.
                – Awrumie Lajb, nie siadaj koło mnie. Awrumie Lajb, ja jestem bardzo
             chora.
                – To jedz, będziesz miała więcej sił i wyzdrowiejesz. – Nie odpowiedziała.
             – Esterke, czy nie jesteś głodna?
                – Tak, jestem.
                – To czemu nie jesz? Te prezenty w koszu to od Zosi. Ona jest chrześci-
             janką, ale to dobra kobieta.
                – Awrumie Lajb, ja nie mogę jeść. Mam ropne krosty w ustach i na języku.
             Awrumie Lajb… – Esterke zaczęła zdanie i nie skończyła.
                – Pokaż mi te krosty!
                – Ty naprawdę chcesz zobaczyć? To ja pokażę ci wszystko, wszystko! –
             krzyczała histerycznie Esterke.
                Nie rozumiałem, dlaczego ona krzyczy. Przecież nie powiedziałem jej nic
             złego. Esterke wrzeszczy. Stoję zszokowany naprzeciw niej. Skąd taki wybuch?
             Przestraszony próbuję jej wytłumaczyć, że w końcu ulicy Zgierskiej mieszka
             lekarz, który jest lepszy od dziesięciu innych. Nie ma choroby, której nie
             potrafiłby wyleczyć. Nazywa się Jan Braun. Znany jest na całym świecie.
             Najbogatsi ludzie przyjeżdżają do niego. Potem kłamię, że znam go osobiście
             i że ode mnie nie weźmie pieniędzy.
                Moje gadanie zamiast uspokoić Esterke, po prostu wyprowadziło ją z rów-
             nowagi. Spoza szala zapaliła się iskra szaleństwa. Słowa jej, ruchy zbliżają się
             do mnie. Esterke jest tuż koło mnie, czuję jej ciężki oddech. Jednym ruchem
             ściąga szal z głowy. Cała jej twarz pokryta jest ciemnymi krostami, małymi
             jak główka od szpilki, a w tych główkach jest żółta ropa.
                Byłem oszołomiony. Zamknąłem oczy. Usiłowałem przekonać siebie, że
             to sen. Że jak się obudzę, będzie stała koło mnie śmiejąca się, opalona Esterke
             z czarnymi, błyszczącymi oczami.
                – Nie zamykaj oczu, ty mały skurwysynu. Przyjrzyj mi się dobrze, tak
             naprawdę wyglądam.
                Otworzyłem oczy. Prócz krost brakowało jej kilku zębów. Wargi miała
             spuchnięte i krwawiące. Teraz dopiero zrozumiałem, dlaczego Esterke ukryła
             przede mną swą twarz. W głosie jej wyczułem zadowolenie ze straszliwego
             wrażenia, jakie na mnie wywarła.                                      161
   156   157   158   159   160   161   162   163   164   165   166