Page 134 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 134

się roześmiała. A wtedy zacząłem naśladować panię Genię, Mojsiele Dupiaka
           i wszystkich, których znałem.
             – Oj, Awrumie Lajb, ty mnie zabijesz tym śmiechem.
             Nagle pojąłem, że potrafię swoją grą rozśmieszać ludzi. To było odkrycie,
           o którym dotąd nic nie wiedziałem. Rozśmieszać, rozśmieszać ludzi i wtedy
           samemu śmiać się razem z nimi. Poczułem nagle jakąś siłę, wrażenie, że potrafię
           ludzi wprowadzić w stan wesołości.
             Piliśmy herbatę, tak jak pani Byczkowa to robiła. W pewnej chwili zamarł
           uśmiech na twarzy Malki. W progu stała Rachel ze złą miną.
             – Co was tak rozśmiesza? – I nie powiedziawszy słowa, zaczęła zbierać
           swoje manatki.
             Czar śmiechu ulotnił się. Pokój znów popadł w smutek i ciemność. Przy-
           glądaliśmy się ruchom Rachel. Po pewnym czasie stanęła z dwiema walizkami
           w ręku. Jedna blaszana, duża, z kolorowymi nalepkami, w tym jedną z Ame-
           ryki. Kiedyś próbowałem ją odkleić, bezskutecznie. A z nalepki z kowbojem
           na koniu została tylko jedna noga kowboja i trzy nogi konia.
             – Opuszczam dom – powiedziała krótko Rachel.
             – Zanim opuścisz dom, zostaw mi parę złotych dla Srula. Jestem dłużna
           w jego sklepie.
             – Jeśli mam pieniądze, to dla siebie!
             Malka siedziała na stołeczku. Ręce opuściła wzdłuż ciała. Dłonie miała
           ciężkie. Patrzyłem na czarne, nabrzmiałe żyły. Jeszcze wczoraj były to pracowite
           ręce, dziś są bezradne. Malka w swojej długiej, szarej sukni podobna była do
           starej, zapomnianej macewy.
             – Nie mam najmniejszego zamiaru ani ochoty, żeby tutaj zakończyć moje
           młode życie! Co ty sobie wyobrażasz, że będę utrzymywała ciebie i tego bę-
           karta? Zapomnij o tym! – Słowa Rachel dorzuciły ciężkie, czarne kamienie
           wokół macewy Malki.
             – Kiedy ja pracowałam, utrzymywałam ciebie – powiedziała Malka, jakby
           do siebie samej.
             – Coś ty mi dawała?
             – Dawałam to, co miałam!
             – Od czasu, jak pamiętam siebie, utrzymywałam się sama. A za mleko, które
           wyssałam z twojej piersi, gotowa jestem zapłacić. Ile kosztuje litr takiego mleka?
             Twarz Rachel była zła i zimna. Czerwone usta podkreślone szminką za-
           mykały się i otwierały jak krwawiąca rana. Wewnątrz rany widać było białe,
    134    ostre zęby. Zbliżały się do Malki, prawie ją dotknęły.
   129   130   131   132   133   134   135   136   137   138   139