Page 132 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 132
– A perły to on ukradł!
– Szymszonie – próbowałem wytłumaczyć – mama moja w życiu nie
miała pereł!
– Milcz, gówniarzu, jeśli Szymszon mówi, że były perły, to były, paniatno?
Nie warto się spierać z pijanym Szymszonem.
– Tak, Szymszon, pewnie że były.
– Perły także poszły do diabła. Twoja nauka także poszła do diabła. Widzisz,
nawet Bóg nie chce, byś był cadykiem. No to nie ma rady, będziesz złodziejem.
Zatrzymaliśmy się na parę chwil. Czułem, że siły odmawiają posłuszeństwa
Szymszonowi. Jeszcze parę razy wspomniał perły, po czym opuścił głowę
do kolan i zdrzemnął się. Szczęście, że blisko była karczma Szmila Griba.
Pomogła mi Zosia Klops, polska kucharka, wielka kobieta o uśmiech-
niętej twarzy i czerwonych rękach od ciągłego mycia naczyń. Razem jeszcze
z jakimś człowiekiem zataszczyliśmy Szymszona do drewutni. Położyliśmy
go na workach, przykryliśmy kocem.
– A co z tobą, moja ty mróweczko? – z troską w głosie spytała Zosia.
– Nie wiem.
Byłem bardzo zagubiony. Głowa moja była pusta. Wszystko, co się działo
dookoła, jak gdyby nie tyczyło mnie. Jedyna rzecz, którą pamiętałem, to były
trzęsące się w powietrzu nogi Idla.
Zosia przyniosła talerz makaronu z mięsem, nie spytawszy mnie nawet,
czy jestem głodny.
– Jedz, jedz, Awrumie Lajb, co w żołądku, to twoje, to nie są perły.
Po zjedzeniu znów pojawiło się pytanie: dokąd pójść? Wyszedłem
na ulicę. Włóczyłem się pomiędzy domami, nieznanymi mi podwórzami.
Nie pamiętam, jak dotarłem do domu Malki.