Page 125 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 125

z trudem przenika przez nie do wnętrza. Promienie, które dostają się na parę
             chwil, znikają w kupach zgniłych kartofli i w garnkach.
                Po pracy w kuchni wracam do swojego słomianego łóżka tak zmęczony,
             że nie mogę zasnąć. A właściwie boję się zasnąć. Kiedy tylko zamykam oczy,
             zjawiają się jakieś potwory o twarzach, w których brakuje zębów, jednego albo
             dwóch, i ze spuchniętymi oczami. Rozsiadają się koło mnie i milczą. Kiedy
             usiłuję je wygnać, ani drgną. Widocznie nie mają dokąd pójść. Ziegele, który
             sypia obok mnie, ma podobne sny. Tylko że potwory, które jego odwiedzają,
             ubrane są w śmiertelne koszule.
                – Mimo że nie widzę ich twarzy, wiem, że to są moi rodzice – opowiada
             cichutko Ziegele.
                Być może, że Szmelke Ciamajda także spotyka w nocy te stworzenia, ale
             on nam niczego nie opowiada, a gdyby nawet chciał mówić, to tak się jąka, że
             nie sposób go zrozumieć. Tylko Mojsiele Dupiak śpi jak zabity. On ma jedno
             marzenie. Gdy dorośnie, chce zostać kantorem albo mohelem . Mohelem był
                                                                  27
             jego ojciec i on chce pójść w jego ślady.
                Powolutku udaje mi się zaprzyjaźnić z tymi diabłami ze snu. Po prostu
             mnie intrygują. Pytam ich, skąd przyszli, co robią w dzień? Gdzie się chowają
             na noc? Czy zawsze byli diabłami? Kim byli, zanim zamienili się w diabłów?
             Oni przypatrują mi się i milczą. A wtedy ja zaczynam opowiadać im o sobie,
             o Szymszonie Beklu, o Esterke, o tym, jak bardzo ją kocham. Kiedyś spotkałem
             jednego w dzień. Był bardzo podobny do Menaszke. Siedział w kącie, mały,
             łysy, pomachał mi ręką, jak gdyby chciał mi powiedzieć: „Do zobaczenia
             w nocy!”. Rozumiem go. Nawet gdyby chciał mi coś opowiedzieć i tak bym
             go nie słyszał. A to przez gotującą się wodę w dużym czarnym garnku albo
             przez zagniewany czajnik, który dyszał jak lokomotywa.
                Mój świat ogranicza się do garnków i diabłów. Jestem bardzo rozkojarzony,
             ale mimo to ożywiony. Może na skutek zabawy, jaką sam sobie wymyśliłem.
             Nazwałem ją: „To nie ja i tu mnie nie ma”. To znaczy, że tu nie ja jestem, tylko
             jakieś inne dziecko. Inne dziecko uważa na garnki, nalewa wodę do czajnika,
             kroi cebulę, obiera kartofle. W ostatnim czasie to dziecko ma jeszcze jeden
             obowiązek: przygotować ciepłą wodę dla pani Gieni wtedy, kiedy ona zechce
             się kąpać. To jest Awrum Lajb numer jeden, to znaczy ja. I jest Awrum Lajb
             numer dwa. Między nimi nie ma żadnego związku. Awrum Lajb numer jeden




             27   Mohel (hebr.) – rzezak rytualny, dokonujący rytualnego obrzezania chłopców.   125
   120   121   122   123   124   125   126   127   128   129   130