Page 115 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 115
Przeszliśmy przez brukowane podwórze. Kilka białych kóz z białymi bród-
kami i wytrzeszczonymi oczami przerwało żarcie z koryta i ciekawie nam się
przyglądało. Na skrzyni ze śmieciami spoczywały nieruchomo, z zamkniętymi
oczami, chude koty w różnych kolorach. Przeszliśmy przez furtkę w pobielo-
nym płocie. To drugie podwórze także było brukowane. Stały tam w szeregu
wozy, przeważnie bez kół. Weszliśmy do domu z odrapanym tynkiem, potem
przez długi, wąski korytarz na schody, które skrzypiały starczym głosem.
– Drzwi Soni są na prawo – szepnął mi Szymszon.
Pociągnąłem za rączkę dzwonka. Echo odbiło się jak w pustej studni.
Trochę się przeraziłem, ale Szymszon mnie uspokoił.
– Schowam się za tobą, a jeśli ona otworzy drzwi, powiedz, że ja cię po-
słałem.
– Przestań dzwonić do drzwi, ty skurwysynu, to nie jest kościół w niedzie-
lę – odezwał się kobiecy głos. – Ktoś ty taki? – spytała mnie u progu drzwi.
Kobieta była drobna, o czarnych, krótkich włosach. Na jej olbrzymim biu-
ście, który z trudem mieścił się w ciasnej bluzce, razem z oddechem huśtały się
sznury korali. Gdy się nieco przyzwyczaiłem do ciemności, zwróciłem uwagę
na jej oczy: duże, czarne, z długimi rzęsami jak u lalki. Między czerwonymi
wargami świeciły małe, ostre jak u kota zęby.
– Przysłał mnie Szymszon – powiedziałem prędko.
Zdziwiona Sonia przyjrzała mi się.
– Gdzie jest ten zbój? – I szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Natychmiast poczułem do niej sympatię. Podobały mi się jej długie kol-
czyki, które z każdym ruchem głowy zmieniały barwę.
– Szymszon stoi za mną.
– Ja… ja… – zaczął się jąkać – to jest Awrum Lajb… – Sonia była mała,
a Szymszon przy niej po prostu olbrzymi. A mimo to zachowywał się, jak
usprawiedliwiające się dziecko. – Popatrz, Soniu, jesteśmy w drodze do che-
deru, to znaczy Awrum Lajb… – mówił grubym głosem, usiłował przywrócić
sobie nieco poczucia ważności.
– Nie kłam. Nie jesteś w sądzie – przerwała krótko. – Nie stójcie w progu,
wejdźcie.
Pokój oświetlony był kilkoma naftowymi lampami, mimo że na dworze
był jeszcze dzień. Zwróciłem uwagę, że Sonia miała na rękach i na nogach
pełno bransolet. Myślę, że była kurwą, jak ciocia Ester, bo pokój jej także
był pełen poduszek. Przecież wiadomo, że pokój pełen poduszek i kiełbas
zawieszonych na ścianie to dowód, że jego właścicielka jest kurwą. Bardzo 115