Page 103 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 103

Dziękować Bogu, że życie się z nim tak okrutnie obeszło? Że dostaje od życia
             kopniaka w tyłek? Co to za codzienna modlitwa Dzięki ci, Boże. Za co dzię-
             kować? Lepiej, żeby go nauczono, jak wypruwa się flaki burżujom. Trzeba
             go nauczyć, jak ma pomścić cierpienia mamy! – Szymszon pięściami walnął
             w stół, podżegany własnym gniewem. – Żeby nie bawił się z dziećmi z ulicy?
             To z kim ma się bawić? Z synami księcia Potockiego? Jego miejsce jest właśnie
             na ulicy, tam pozna, co to cierpienie, tam się dowie, kto robi z kobiet kurwy
             i zabiera ludziom ostatni grosz.
                – To nie twój interes – powiedziała z gniewem Malka. – Po to ma matkę,
             oby dożyła stu dwudziestu lat. Jeżeli matka sobie życzy, żeby poszedł do che-
             deru, to pójdzie. Jeżeli matka sobie życzy, żeby zmawiał codziennie modlitwę
             Dzięki ci, Boże i żeby nie bawił się na ulicy, to on będzie odmawiał Dzięki ci,
             Boże i nie będzie się bawił na ulicy.
                – Tak, bardzo dobra rada – powiedziała szyderczo Rachel. – Za jakie
             pieniądze poślesz go do chederu? Za te grosze, co jego mama przysłała?
             Może rzeźnik Gecel da ci pieniądze, które z trudem starczają na życie? Za te
             pieniądze, które zarabiasz za czyszczenie kiszek dla Gecla, nie wzbogacisz się.
                – Być może Idel przyjmie go tymczasem bezpłatnie. A kiedy mama przyśle
             jeszcze parę złotych, dodamy mu. Ja jestem gotowa czyścić dodatkowo kiszki
             dla restauracji Gecla!
                – Cha, cha, cha! – śmiała się Rachel. – Dziesięć metrów nadziewanych
             kiszek, które czyści Malka Licht. Ten skąpy mełamed  Idel nie przyjmie
                                                              23
             go. Ten skąpiec zdolny jest wypożyczyć własną żonę furmanowi za jedną
             złotówkę. Wszyscy go znają.
                – Gdzie się podziało żydowskie serce? – westchnęła Malka. – Kiedyś
             bywało inaczej. Pamiętam krawca, który żył u nas na podwórzu. Jakiego
             krawca! Tu przyszył łatę, tam przyszył łatę, ale to nie wystarczało nawet na
             jedzenie. Głód bywał tam częstym gościem. Jak to mówią, na pochyłe drzewo
             wszystkie kozy skaczą, więc na dodatek Bóg zesłał mu gruźlicę. Krótko mó-
             wiąc: nie brakło tam nieszczęść. A jednak Bóg to nie ojczym. Aby go nieco
             wynagrodzić, obdarzył go Pan Bóg synem. Jakim synem! Obym ja i cały naród
             żydowski miał takich synów. Po prostu geniusz. No, myślał krawiec, ja mam
             gruźlicę i żona moja także nie należy do najzdrowszych i bieda często zagląda
             do domu. Ze wszystkim jakoś da się radę, z tym już się pogodziłem, ale że nie




             23   Mełamed (hebr.) – nauczyciel w elementarnej szkole żydowskiej.   103
   98   99   100   101   102   103   104   105   106   107   108