Page 90 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 90

Matylda zauważyła, że talerz Samuela jest na wpół pełny. Kręcił nim na
                 wszystkie strony i ledwo co nabierał na łyżkę. Ich spojrzenia się spotkały. Nie
                 mogła znieść swojego odbicia w jego oczach. Jej głos stał się nienaturalny, jakby
                 się wahał, jaki obrać ton. – Dobra zupa – paplała. – Mój wynalazek…
                   Dziunia postanowiła w końcu ogłosić rodzinie wielką nowinę. Odsunęła
                 pusty talerz i podnosząc ręce wykrzyknęła: – Teraz słuchajcie, wszyscy tu
                 obecni! Ja, Dziunia Cukerman, oświadczam wszem i wobec, że od dzisiaj rzu-
                 cam pracę w policji pana Rumkowskiego. Zamiast tego będę wykonywać wspa-
                 niały zawód: nauczanie najzdolniejszych dzieci w getcie łódzkim. Hura! Hura!
                 Hura!
                   Kucharka Rejzl przyłożyła rękę do ucha i pokręciła głową: – Co ona opowiada?
                   Dziunia szturchnęła Samuela łokciem. – Słyszałeś, co powiedziałam, tatusiu?
                 Otwierają szkołę dla zdolnych dzieci… Nowy system nauczania… Spotkałam zna-
                 jomego nauczyciela, który to organizuje. Chce mnie zatrudnić jako nauczycielkę.
                   Samuel i Matylda spojrzeli na Dziunię, ale głos zabrała Rejzl. – Biada mi – wy-
                 krzyknęła. – Ty się tak nadajesz na nauczycielkę jak ja na tancerkę. Widzieliście,
                 ludziska, ni z gruszki, ni z pietruszki wyskakuje z nowym bzikiem! A co ci prze-
                 szkadza policja? Kartki na żywność ci się przejadły? – Dziunia objęła Samuela
                 i cmoknęła go głośno w policzek. Rejzl wybuchła: – Tak, tak, niech ją pan całuje
                 i rozpieszcza, panie Cukerman. Ale ja na pana miejscu już bym jej dała popalić.
                 Żeby dziewucha nie mogła usiedzieć na tyłku! A winny jest pan, panie Cukerman,
                 i paniusia też! Ale jak to się mówi? Przed ślubem ma się dziesięć pomysłów, jak
                 wychowywać dzieci, a po ślubie ma się dziesięcioro dzieci i ani jednego pomysłu.
                 – Tu zwróciła się do Matyldy: – No niech pani sama powie, paniusiu. Dziewczyna,
                 co przez całe życie nie znosiła szkoły i nie mogła patrzeć na nauczycieli, jak ona
                 może uczyć, he? A co z pensją, co jej tam już za przeproszeniem zapłacą, pytam
                 się, w końcu wojna jest. Gwałtu rety!
                   – Czego będziesz uczyć? – zapytał w końcu Samuel.
                    – Tego, co umiem – zaśmiała się Dziunia – sportu, gimnastyki. Mens sana
                 in corpore sano!  To znaczy, Rozalio miła – zwróciła się do Rejzli – w zdrowym
                              3
                 ciele zdrowy duch.
                   Rejzl gniewnie kręciła głową i burczała: – No pewnie, jak to się mówi? Młody,
                 zdrowy i szalony.
                   Dziunia opowiedziała o programie planowanej szkoły pod kontrolą kolektywu
                 nauczycieli. Będzie się w niej uczyć języków, nauk ścisłych, tańca i malarstwa.
                   Bella odsunęła talerz, poszła do siebie do pokoju i rzuciła się na łóżko. Entu-
                 zjazm Dziuni działał jej na nerwy. Uczyć innych, uczyć się samemu – jaki to miało
                 sens? Na stoliku obok stały jej książki, leżały zeszyty z notatkami. Tyle lat jej
                 zeszło na nauce, tyle dni spędziła między kartkami papieru. Kiedyś myślała, że


           88    3    Mens sana in corpore sano – sentencja łacińska.
   85   86   87   88   89   90   91   92   93   94   95