Page 84 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 84
z sumieniem – ale odkładał rozrachunki z samym sobą na później, na następny
dzień. Niemożliwością było zrobienie tego teraz. Więc jeszcze częściej policzko-
wał robotników, jeszcze częściej biegał do Sabinki, jeszcze bardziej unikał domu
i jeszcze wierniej służył Prezesowi.
Ostatnio czasem zamykał się w swoim pokoju. Wyjął z szuflady plik notatek do
książki. Ponownie przymierzał się, by ją zacząć. Ale notatki leżały tylko na biurku.
Jedynym, co jeszcze dawało mu trochę satysfakcji z samego siebie, była
piwnica i audycje radiowe.
*
U Cukermanów trwały porządki wiosenne. Wszystkie okna były otwarte na
oścież, a szyby, które Rejzl umyła już wczoraj, były tak czyste jakby w ogóle
zniknęły, pozostawiając tylko ramy okienne. Jak przez lustra z oszlifowanego
kryształu wpadało przez nie światło wiosennego dnia.
Skrzydła drzwi balkonowych były otwarte. Na zewnątrz wietrzyła się pościel oto-
czona murami nowych materaców w kwiaty wyprodukowanych przez najlepszych
fachowców w resorcie tapicerskim. W drzwiach balkonowych były przeciągnięte
sznury, na których wietrzyły się garnitury Samuela, suknie Matyldy i letnie ubrania
dziewczynek. Ubrania lekko kołysały się na wieszakach, pozwalały wiatrowi na
przyjacielskie poklepywanie i poruszały nadmuchanymi, pustymi rękawami jak
pogrążone w ożywionej rodzinnej rozmowie.
Wewnątrz, w mieszkaniu, wszystkie drzwi też były szeroko otwarte. Wiatr
przedostawał się do środka, wypełniając każdy kącik swoim podmuchem i głosem
kucharki Rejzli. Rejzl była wszechobecna. Miała na sobie swój strój do sprzątania:
przedwojenną suknię kloszową pamiętającą czasy króla Sobieskiego i czarny
fartuszek z wielkim węzłem na plecach. Chustka na głowie zasłaniała dokładnie
jej żółte jak słoma włosy i sięgała aż do brwi. Obładowana szczotkami, miotłami,
wiadrami i szmatami Rejzl wyglądała jak ataman turecki w ogniu walki.
Ciągle coś wykrzykiwała do pracującej w kuchni Matyldy, zdając jej raporty
ze stanu robót.
Matylda pociła się przy gotowaniu. Jej twarz i otyły kark lśniły. Spieszyła się
i wszystko jej leciało z rąk. Parzyła się o gorące garnki, zacinała się nożem, mało
brakowało, a zbiłaby kilka talerzy i pomieszała przepisy na dwie świąteczne
potrawy. Mimo to była w dobrym humorze. Kręcenie się przy kuchni sprawiało
jej przyjemność. Lubiła robić zaprawy, gotować, doprawiać i próbować – a co
dopiero dzisiaj, kiedy przez otwarte drzwi i okna świeży wiatr wdmuchiwał dobrą
nowinę odnowy.
Miała na sobie letnią sukienkę w kwiatki z dekoltem i bez rękawów. Jej obwisłe
82 ramiona i pełny biust wystający z dekoltu czuły każdą komórką łagodny dotyk