Page 83 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 83

dopiero w getcie: o Sabince. I znów ubrał w słowa swoje poczucie winy: – Czy to
                   nie dziwne, że nienawidzi się tych, których się skrzywdziło?
                      Mojsze chętnie wracał myślami do przeszłości, wspominał swoją młodość,
                   miasteczko rodzinne, zakład fryzjerski, klientów. Ale w tym przypadku Samuel
                   nie odpłacił mu wylewnością. Wydawało mu się, że nie ma o sobie nic do powie-
                   dzenia, i prawdę mówiąc, bardzo mało pamiętał. Wszystko, co mu pozostało,
                   to przyjemność budowania, produkowania. Mógłby więc tylko mówić o fabryce
                   i o swoim domu – a to brzmiało jak przechwałki. Zamiast o sobie, zaczął opowia-
                   dać o ojcu i dziadkach związanych z historią Żydów w Łodzi. Ale znowu poczuł
                   się jak fanfaron. Jaki sens miało chlubić się swoimi rodzicami, skoro jego własne
                   dzieci nie mogły się chlubić nim? O książce, którą zamierzał kiedyś napisać, nie
                   wspomniał. W ogóle przychodziło mu o wiele łatwiej przedstawiać się Mojszemu
                   w złym świetle niż w dobrym.
                      Wydawało się, że rozmowy z Mojszem Ejbuszycem nie odgrywają żadnej
                   roli w codziennym życiu Samuela. W końcu te wizyty były rzadkie, wywołane
                   nagłym impulsem. Szybko o nich zapominał. W resorcie zachowywał się jak
                   zwykle, lubił powtarzać powiedzonka Rumkowskiego, dyrygował robotnikami,
                   rozdzielał pochwały i policzki. Hulał z kolegami, odwiedzał pannę Sabinkę.
                   Po własnym mieszkaniu poruszał się jak obcy. Czasem się złościł, a czasem
                   beztrosko gwizdał. Wzrastał zarówno jego wstręt, jak i litość dla Matyldy. Ale
                   litość czuł raczej poza domem niż w obecności żony. Najczęściej czuł ją, leżąc
                   w ramionach Sabinki, po spędzonym z nią wieczorze, kiedy mógł całkowicie się
                   zapomnieć. Kiedy był w domu, rzadko odzywał się do Matyldy, unikał patrzenia
                   na nią i nawet nie zadawał sobie trudu, by zaczerpnąć coś ze starego repertuaru
                   nieszczerych uprzejmości.
                      Ale rozmowy z Mojszem widocznie pozostawiały jakiś ślad, nawet gdy kon-
                   takt między nimi znów się urwał i przestali się widywać. Najwyraźniej odczuł to
                   Samuel tego dnia, kiedy pobiegł do Prezesa wstawić się za Mietkiem Rozenber-
                   giem. Powiedział wtedy Rumkowskiemu rzeczy, jakie by mu kiedyś nie przeszły
                   przez usta. Zdarzało się też podczas owej długiej zimy, że echo słów Mojszego
                   nieoczekiwanie się w nim odzywało. Wyraźnie słyszał jego głos: – Cukerman,
                   jesteś jak z waty. Nie masz kręgosłupa… Przemawiają przez ciebie twój dziadek,
                   twój ojciec, Mazur, Rumkowski, jakbyś był papugą… Ty sam, Samuelu, nie masz
                   swojego ja… nie masz charakteru. To całe twoje budowanie to tylko zabieg, by
                   nie być ze sobą sam na sam… by zagubić się w tym, co robisz… by samemu stać
                   się tym, co tworzysz. Samuelu Cukermanie, jesteś pustką.
                      Bywało, że budził się ze snu z dźwiękiem tego głosu w uszach i że towarzyszył
                   mu on aż do nocy. Prawdy, które ów głos mu objawiał, nie dawały mu spokoju, więc
                   z jeszcze większym zapamiętaniem kontynuował dotychczasowy sposób bycia.
                   Znienawidził samą myśl o Mojszem. Nie mógł znieść wewnętrznego rozdarcia.
                   Nie miał jak go naprawić, a wiedział, że jeśli mu się podda, ono go zabije. Chciał
                   być z siebie dumny. Chciał być mężczyzną. Chciał być odważny i żyć w zgodzie   81
   78   79   80   81   82   83   84   85   86   87   88