Page 68 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 68

*


                   Na ulicy walczyła ze sobą, by nie biec, by oszczędzać siły. Co chwila przygładza-
                 ła jeszcze wilgotne, krótkie włosy, które miały teraz ciemnoczerwony odcień. Szła
                 podwórzami w stronę mieszkania Herr Schattena. Nie było go w domu, więc
                 postanowiła na niego zaczekać. Wokół było ciemno i cicho. Od bramy ciągnęło.
                 Oparła się o mur i słyszała, jak szczękają jej zęby. Nogi się pod nią uginały, ale
                 bała się przysiąść na schodach. Nie chciała, żeby Schatten spotkał ją skuloną.
                 Zagryzała wargi i pocierała dłonie, żeby się ogrzać. Nie miała pojęcia, ile cza-
                 su upłynęło. Czas był nocą, ciemną bramą, szorstką, zimną ścianą i wiatrem.
                 Jedyne, co czuła, to wolę, by się nie poddawać. Chciała tylko, żeby jej włosy
                 były dobrze ułożone, a usta ciepłe i czerwone. Jak z głębokiej jaskini słyszała
                 burczenie we własnym pustym brzuchu. Próbowała napiąć mięśnie. Pocierała
                 brzuch dłońmi, by przestał. Ale dźwięk dochodzący z jej wnętrzności wypełnił
                 ciemność i roztrąbił się na całą bramę. Nie odczuwała przy tym głodu. Wprost
                 przeciwnie, czuła, jakby się najadła zimnych kamieni, chropowatych i ciężkich,
                 które ciągnęły ją w dół, w stronę progu, na którym mogłaby się wyciągnąć. Ale
                 wola czuwała. Estera nie poddała się.
                   Na podwórzu ktoś gwizdał. Lekki, melodyjny gwizd, któremu towarzyszył ryt-
                 miczny stuk oficerek. W ciemną bramę wcięła się czarna sylwetka, która zbliżyła
                 się i urosła do niezwykłych rozmiarów, wypełniając sobą cały świat.
                   Estera wyszła mu naprzeciw. – Herr Schatten! – wykrzyknęła i gwizd się
                 urwał. Herr Schatten cicho się roześmiał. Podeszła do niego bardzo blisko. – Nie
                 poznaje mnie pan?
                   Herr Schatten w ciemności obmacywał jej figurę. – Nic nie widzę, moja damo!
                 – wykrzyknął wesoło – Wejdź do mnie, zobaczymy się twarzą w twarz. – Jego
                 ręka zacisnęła się wokół jej ramienia jak szpon drapieżnika. Nie puszczając jej,
                 wolną ręką otworzył drzwi, pociągnął ją za sobą i zapalił światło.
                   Pokój stanął Esterze przed oczami z taką ostrością, jakby każdy mebel
                 zamierzał wykłuć jej oczy. – Już mnie pan poznaje? – krzywo się uśmiechnęła.
                 – Dokładnie rok temu... Purim.
                   Skrzyżował nogi i podrapał się w czuprynę na jeża. – Rudowłosa? – Próbował
                 sobie przypomnieć, marszcząc żartobliwie czoło. W końcu się zorientował: –
                 Pewnie! Ta rudowłosa! Jej, co za małpa się z ciebie zrobiła!
                   Estera przełknęła ślinę: – Mój wuj... ja... ch...
                   Nie mogła więcej mówić i Herr Schatten jej pomógł: – Twój wuj... Wtedy też
                 był jakiś wuj... – poprawił marynarkę i szerokim rycerskim gestem otworzył przed
                 nią drzwi. Ukłonił się, trzaskając obcasami.
                   Pokój zachwiał się jej przed oczami. Meble, kołysząc się, zbliżały się do niej,
                 popychały ją. Sufit uciskał jej głowę, podłoga się przekrzywiła, podniosła – i wy-
           66    rzuciła ją na podest.
   63   64   65   66   67   68   69   70   71   72   73