Page 73 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 73

cjanta do drugiego. Obok niego po schodach toczyły się plecaki, uległe i miękkie.
                   Estera i Sorka podtrzymywały ledwo żywą Balcię i schodziły z nią po schodach.
                   Na ulicy stała grupa ludzi, otoczona przez żydowskich policjantów. Wozy z chorymi
                   ruszyły z miejsca. Rywka pobiegła za nimi, po czym biegiem wróciła i rzuciła się
                   zonderowcowi na szyję. Z jej ust wydobyło się skomlenie: – Zmiłuj się, synku,
                   mam dwójkę dzieci w szpitalu...
                      Z jednego z domów wyszedł komisarz Steinberg. Dziś był zatroskany. W ostat-
                   nich dniach przed świętem Purim miał problem z osiągnięciem liczby tysiąca
                   głów dziennie do transportu. Wysiedleńcy z godziny na godzinę robili się coraz
                   bardziej uparci i sprytnie się ukrywali. A dziś, w dzień święta Purim, kiedy getto
                   odetchnęło swobodniej, z przewidzianego tysiąca Żydów do godzin wieczornych
                   stawiło się tylko trzystu. Sytuacja robiła się poważna, a około siódmej cierpli-
                   wość Steinberga się skończyła. Zarządził mobilizację całego Sonderkommando
                   i przedstawił swoją strategię: obława miała zostać przeprowadzona po zmroku,
                   w największej konspiracji – bez ostrzeżenia i jak najszybciej. Steinberg posta-
                   nowił osobiście wziąć w niej udział, żeby dodać chłopakom kurażu i żeby jak
                   najszybciej mieć całą sprawę za sobą.
                      Jak tylko Chaim dostrzegł Steinberga nadchodzącego z grupą zatrzymanych,
                   rozpoznał go i w okamgnieniu, przyciskając tałes do serca, podbiegł do niego.
                   Jego ręka zamierzyła się na twardą, okrągłą twarz Steinberga – ale ten sprawnie
                   złapał go za przegub. Chaim jedynym widzącym okiem spojrzał Steinbergowi
                   głęboko w oczy i nagle zaczął się trząść, kurczyć i maleć. Potok łez popłynął mu
                   po twarzy, oblał policzki, kapał na rękę Steinberga, która chwyciła go za brodę.
                      – Już tylko za chodzenie po getcie z czymś takim – Steinberg pociągnął Cha-
                   ima za brodę, jakby chciał mu ją wyrwać – powinienem ci zęby wybić. – Marsz!
                   – i popchnął go w stronę grupy.
                      Chaim przycisnął do piersi tałes i posuwał się zgięty wpół. Rywka przestała
                   biegać od jednego policjanta do drugiego i podeszła do męża. Całym ciężarem
                   swojego skurczonego ciała zawisł na jej ramieniu. – Ryweczko – chrypiał – Ry-
                   weczko, widziałem twarz Boga, Rywko kochana.
                      – Sza, sza, Chaimie – ciągnęła go za sobą.
                      – On jest Asmodeuszem... Szatanem... – pienił się.
                      – Sza... nic nie mów... Bóg jest miłosierny, Chaimku – burczała pod nosem,
                   przytłoczona ciężarem ciała Chaima. Jednocześnie co chwila odwracała się: –
                   Moje dzieci...
                      Za nimi wlokły się Estera i Sorka, a między nimi chora Balcia. Obok szły
                   całe rodziny, rodzice nieśli małe dzieci i prowadzili za rękę starsze. Przytuleni,
                   przyciśnięci do siebie, posuwali się naprzód w granacie łagodnego purimowego
                   wieczoru.
                      Jakiś chłopiec podchwycił skargi Chaima i zaczął histerycznie krzyczeć: –
                   Haman jest Żydem! Haman jest Żydem! – Wyrywał się z rąk rodziców i patrząc
                   na idącego obok policjanta rzucał głową jak schwytany źrebak.         71
   68   69   70   71   72   73   74   75   76   77   78