Page 62 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 62

odpowiednia. Sąsiedzi siedzieli w mieszkaniach przy kolacji, więc nikt nie zauważył
                 nadchodzących. Sprzedawca Toffi uścisnął Chaimowi rękę. Dwóch pomocników
                 życzyło mu powodzenia.
                   Trzy chore dziewczyny leżały wszystkie w jednym łóżku, które zajęło cały po-
                 koik aż do piecyka. Rywka przygotowywała kolację pochylona nad zrobionym ze
                 skrzynki stołem Estery. W pomieszczeniu było parno. Piecyk kopcił. Świeczka na
                 stole kopciła. W powietrzu unosił się zapach smażonego tłuszczu. Jedli w milcze-
                 niu, tylko Rywka szeptała: – Byle się trzymać razem... byle razem... – Nie zdążyła
                 zjeść, a już zasnęła nad talerzem. Chaim na palcach wyśliznął się z pokoiku i padł
                 jak kłoda na materac rozłożony w kąciku strychu. Estera i Sorka obudziły Ryw-
                 kę, wzięły ją pod ręce i zaprowadziły na posłanie niedaleko Chaima. One same
                 położyły się na czerwonych kołdrach leżących w drugim kącie strychu. Zasnęły
                 objęte. Estera była małą dziewczynką. We włosach miała kolorową kokardę.
                 Zbierała kwiaty wiśni. Czyjeś dobre ręce kołysały ją na huśtawce.
                   Jak tylko Estera rano otworzyła oczy, ciocia Rywka przywołała ją palcem
                 i podała jej czerpak z gorącą kawą. Sorka wypełzła z posłania na czworakach.
                 Strop strychu był za niski, by mogła od razu wstać. Oparła lusterko na skrzyni
                 obok pokoju i zaczęła czesać cieńsze niż kiedyś warkocze. Wuj Chaim modlił
                 się w kącie strychu. Przez otwarte drzwi pokoju Estera widziała łóżko z chorymi
                 kuzynkami. – Kiedy wygląda się przez okienko, a na dworze jest ładnie, można
                 z daleka dostrzec las – powiedziała im.
                   Balcia uśmiechnęła się: – Widziałam, jak słońce wstaje nad cmentarzem.
                 I widziałam, jak przelatuje ptasie wesele.
                   Estera z kawą w ręce wcisnęła się do pokoiku i podeszła do okna: – Ach!
                 – wykrzyknęła. – Lód na wodzie! Patrzcie, tam, nad cegielnią! Lody puściły!
                 Wesoło poczochrała głowy dziewczyn: – Tutaj przez cały dzień będziecie miały
                 na co patrzeć. Nie będzie wam nudno. A kiedy się zrobi ciepło, otworzy się okno
                 i będziecie miały świeże powietrze.
                   Ciocia Rywka wyjęła jej z ręki czerpak i popędziła je obie z Sorką, żeby się
                 broń Boże nie spóźniły do resortu.
                   Estera też zaczęła przynosić z resortu swoją zupę. Przez pierwsze trzy dni
                 była ona przeznaczona dla chorych. Ale później, kiedy przeszła data stawienia
                 się na Czarnieckiego i Sorka wraz z wujem Chaimem przestali chodzić do pracy,
                 bo oficjalnie nie było ich już w getcie, zupa Estery stała się podstawą całego
                 posiłku, który ciocia Rywka „doprawiała” dużą ilością wody.
                   Ciocia Rywka nie dziękowała Esterze, jak kiedyś, kiedy ta pomogła im zupa-
                 mi. Estera też nie czuła się jak w dzieciństwie, kiedy traktowano ją wyjątkowo.
                 Nareszcie była równa między równymi. Było to dobre, przyjemne uczucie: przy-
                 należeć gdzieś, mieć rodzinę. W resorcie przez cały dzień myślała o strychu,
                 jej umysł przepełniony był troską o racje żywnościowe, produkty, ogrzewanie.
                 Po pracy razem z Sorką biegły odwiedzić chore kuzynki w szpitalu. Stała przed
           60    kooperatywami, przepychała się w kolejkach i nie mogła się nadziwić, że jest
   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66   67