Page 58 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 58
– Tak do mnie powiedział Sprzedawca Toffi. Pytam go: „Znaczy, co pan chce przez
to powiedzieć?” Odpowiada mi: „Niech pan to sobie tłumaczy, jak pan chce, ale
jedno jest pewne: nie wolno się stawiać dobrowolnie, bo poza gettem szaleje
burza i Boga tam nie ma... Bo On jest tu, z nami, tu nas zebrał, by nas chronić
i osłaniać nas od grzechu”. Tak czy siak, on mówi to samo co ja: nie stawiać się.
Wynieść się z domu. Rozdzielić się, jeden u tego, drugi u tamtego...
Z gardła Rywki wyrwał się szloch: – Tylko się nie rozdzielać, słodki Boże...
– A co innego nam pozostaje? Kto przyjmie do siebie sześć osób, całą ro-
dzinę... w tym trójkę chorych? – Chaim chwycił w usta końcówkę brody i zaczął
ją szybko żuć.
Siedzieli w milczeniu, jak ścięci mrozem. Na kuchni cicho gasły ostatnie tlące
się brykiety. Jedynym urozmaiceniem w tym bezruchu był ciężki oddech tamtej
trójki po drugiej stronie przepierzenia. Twarz Chaima była ściągnięta. Zawierucha
szalejąca w sercu marszczyła mu czoło. Rywka nie odrywała od niego wzroku.
Chciała mu paść do nóg... Prosić go, by zrozumiał, że jest już wystarczająco źle,
że dwoje chorych dzieci jest w szpitalu... oderwanych od rodziny... reszta nie
mogła się rozdzielać, bo będą zgubieni...
Sorka pytająco spojrzała na rodziców: – A może by się wprowadzić do Estery?
*
Odkąd zaczęło się wysiedlenie, zwolniło się wiele mieszkań, ale sprawny urząd
mieszkaniowy trzymał je wszystkie pod kontrolą. Wypełniał je rodzinami z wielkich
kamienic, nadających się na resorty. Te ostatnie rozrastały się i kwitły, tak że
nawet opustoszałe szkoły i domy modlitwy, w których przedtem zakwaterowano
osoby przybyłe z małych miasteczek oraz Judes, nie zaspokajały popytu na wolne
lokale. Na Bałucki Rynek nadchodziło wiele zamówień i w getcie przybyło rąk
do pracy – stawili się wszyscy ci, którzy przedtem uważali się za zbyt słabych,
zbyt chorych, zbyt młodych czy zbyt starych do pracy w resortach. Teraz w ten
sposób chciano uratować się przed wysiedleniem.
Ale Estera akurat wtedy uparła się, by znaleźć sobie nowe mieszkanie.
Wędrowała od jednej starej kamienicy do drugiej w poszukiwaniu takich, które
były zbyt zniszczone, by ich podłogi mogły znieść ciężar maszyn i by można je
było przeznaczyć na resorty. Pustego mieszkania wprawdzie nie znalazła, ale
dotarła w końcu do pokoiku na strychu, który w sam raz się dla niej nadawał.
Możliwe, że ciągnęło ją do strychów albo po prostu miała do nich szczęście. Ten
znajdował się w starej kamienicy na końcu Marysińskiej, ostatniej ulicy w getcie.
To tam się kiedyś schowała, kiedy Walentino był w niebezpieczeństwie i pobiegła
szukać Rumkowskiego. W pokoiku stało małe łóżko – był to jedyny mebel. Za
56 stół służyła jej skrzynka, a za szafę – gwóźdź. Ściany były pochylone, a okienko