Page 44 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 44

Jak tylko dostał list żelazny i pierwszą pensję, wyremontował swoje pokoiki
                 przy Piaskowej i wstawił dobry piec. Nie zrezygnował z planu przeprowadze-
                 nia się na Marysin, ale na razie potrzebował jeszcze tego kąta, ogrzanego
                 atmosferą domu. Przez jakiś czas bił się z myślą, czy powinien przybić na
                 drzwiach oficjalną wywieszkę. Afiszowanie się jako człowiek Kripo miało swoje
                 złe strony. Mogło odstraszyć ludzi i okazać się niebezpieczne po wojnie. Ale
                 przeważyły zalety. Uniknie w ten sposób nieprzyjemnych nocnych obław i przy-
                 padkowych rewizji policji żydowskiej. W końcu Piaskowa była ślepym zaułkiem
                 i mieszkali tu najwięksi biedacy. Ani nie chciał wśród nich pracować, ani się
                 z nimi przyjaźnić. Tak więc na drzwiach pana Adama pojawiła się tabliczka:
                 „Adam Rozenberg, Vertrauensmann der Kripo” . Miał niezłą zabawę, przyglą-
                                                        15
                 dając się, jak sąsiedzi przechodząc obok jego drzwi przyspieszają kroku, jakby
                 mieszkał tam sam diabeł. To, że omijają go z tego powodu, o wiele bardziej
                 się Adamowi podobało, niż kiedy odsuwali się od niego za czasów pracy przy
                 fekaliach.
                   Pan Adam chodził do „czerwonego domku” we wczesnych godzinach rannych
                 wypoczęty i wygimnastykowany, po dobrym śniadaniu, a przede wszystkim – po
                 kilku filiżankach prawdziwej, wspaniałej kawy. Lubił chodzić na świeżym, ostrym
                 powietrzu, po jeszcze cichych ulicach. Szczególnie upodobał sobie pusty kawa-
                 łek ulicy między kościołem a płotem ogrodu plebanii, przy „czerwonym domku”.
                 Lubił codzienne napięcie towarzyszące wchodzeniu do „domku” – groźnego dla
                 całego getta, a niemalże swojskiego dla niego. Głęboko wciągał wypełniające
                 go powietrze przesycone strachem, lubił poczuć jego specyficzną atmosferę,
                 przeraźliwie uroczysty rytm czasu, który przebiegał tu inaczej niż w całym
                 getcie.
                   Wchodząc do budynku, był czasem podekscytowany, ale nie ze strachu.
                 Przypominało to raczej uczucie, jakiego doznawał w Hiszpanii podczas walk by-
                 ków. Zduszone wycie zza drzwi piwnicy przypominało mu tamte emocje, chociaż
                 dobrze wiedział, że w tym przypadku chodzi raczej o rzeź byków niż o corridę.
                 Pod wpływem jakiegoś niekontrolowanego porywu zbiegał często do piwnicy,
                 przypatrywał się i przysłuchiwał. Chłonął w siebie ten „zew krwi”, był nim odu-
                 rzony. Nie było w nim odrazy ani wstrętu do tego, co widział. Było podniecenie,
                 jakie czuje mężczyzna patrzący na powoli rozbierającą się kobietę. A ponieważ
                 czerpał taką przyjemność z pobytów w piwnicy, odczuwał wdzięczność wobec
                 tych na wpół zarżniętych byków. Łagodnie do nich przemawiał. Z ciekawością
                 obserwował ich rany. Wyciągał z kieszeni proszek przeciwbólowy i w największej
                 tajemnicy podawał go skatowanemu, jak pomocny domownik. Spoglądał w niebo
                 i pocieszał: – Bóg się zmiłuje.




           42    15   Zaufany człowiek Kripo (niem.).
   39   40   41   42   43   44   45   46   47   48   49