Page 48 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 48

Mógł zmierzyć wzrokiem całą długość Lutomierskiej, aż do samego początku: do
                 kościoła, do mostu i drutów. Most widać było tylko w połowie. Był seledynowy
                 – żuchwa fantastycznego krokodyla. Pan Adam zatrzymał na nim wzrok. Takie
                 patrzenie w dal jest zdrowe dla oczu.
                   Nad mostem dostrzegł czarny cień przypominający olbrzymiego ptaka. Mu-
                 siał zdjąć okulary, by się lepiej przyjrzeć – i zobaczył go jeszcze wyraźniej. Ale
                 z całego ptaka pozostało jedno rozpostarte skrzydło. Nagle sfrunął z poręczy
                 i znikł. Czy to możliwe, że wzrok się Adamowi popsuł i zaczął widzieć czarne
                 plamy? Przyspieszył kroku. Cała przyjemność była popsuta. Ogarnęła go troska
                 o oczy i w ogóle o zdrowie.
                   Ulica zaczynała się zapełniać. Opatuleni mieszkańcy getta, brzęcząc me-
                 nażkami, wysypywali się ze wszystkich bram, człapali po świeżym śniegu. Adam
                 minął bramę przy Lutomierskiej, gdzie kiedyś mieszkał. Nie lubił tego odcinka
                 ulicy. Widział tu czasem Samuela, jego córki czy Rejzlę kucharkę, jak wychodzili
                 z bramy. Naturalnie nie rozpoznawali go w nowym wcieleniu, w okularach, w za-
                 granicznym ubraniu, ale i tak wolał uniknąć spotkania, więc odcinek stąd do
                 mostu przechodził tak szybko, jak tylko się dało.
                   Przy moście żydowski policjant poganiał przechodniów i ostrzegał, by się nie
                 zatrzymywać na górze i nie patrzyć w dół. Adam spojrzał i zobaczył leżącego pod
                 mostem ptaka: ciało młodej kobiety w rozpostartym płaszczu i lekkiej podwinię-
                 tej sukience odsłaniającej szczupłe, długie nogi. Obie ręce były wyciągnięte na
                 śniegu, jakby chciały objąć ziemię. Z boku stał strażnik z lufą karabinu zwróconą
                 w stronę mostu. Ludzie zaczęli biec, Adam też, zadowolony, z rękami w kiesze-
                 niach. Z jego oczami nie działo się nic złego. Po drugiej stronie mostu spotkał
                 znajomego zonderowca. – Co się stało, kolego? – zapytał go.
                   Zonderowiec wzruszył ramionami i odpowiedział: – Czy ja wiem? Jakaś cze-
                 ska dziewczyna.
                   – Sfrunęła?
                   – Tak, to już szósty przypadek. Zakochali się w moście, ci Judes .
                                                                         18
                   Adam po koleżeńsku klepnął zonderowca po ramieniu: – Trzeba im tego
                 zabronić – zauważył z udaną powagą – samobójstwo to prywatna sprawa, nie
                 przedstawienie.
                   W „czerwonym domku” Adam długo kręcił się bezczynnie. Herr Suter i Herr
                 Schmidt byli zajęci. Z pokoju numer cztery dochodziły głośne odgłosy dyskusji po
                 niemiecku. Na dole, w sali, po posadzce w szachownicę paradował szturmista
                 z psem. Ruch na schodach był normalny. Sprężyste oficerki biegały w górę i w dół.
                 Czekający aresztanci siedzieli na górze, na ławce. Adam poszedł zaczekać do kuchni.



                 18   Most nad ul. Zgierską był wykorzystywany przez wielu Żydów z getta do czynów samobójczych.
                   Kronika zawiera opisy wielu takich desperackich kroków, w 1942 r. wśród samobójców najwięcej
           46      było Żydów zachodnich.
   43   44   45   46   47   48   49   50   51   52   53