Page 437 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 437
chodzą pracować, ponieważ mogliby przez nich mnie odnaleźć, cały dzień bie-
gają, szukając protekcji, aby mnie uwolniono. Są takie momenty, kiedy wariuję
ze strachu.
*
Dni dłużą się przerażająco. Nie mam zbyt wiele do napisania. Trochę czy-
tam mojego Spinozę, a przez resztę czasu nie robię nic, liczę tylko godziny do
powrotu Racheli. Nie rozmawiamy dużo ze sobą, ale jest mi najlepiej, kiedy
siada obok mnie na podłodze. Nauczyła mnie palić. Nie jest to źródłem wielkiej
przyjemności, ale zabija apetyt. Mama i Abramek kontynuują swoją bieganinę
za protekcją, żeby mnie uwolnić. Śpię pod łóżkiem, ukryty, na wypadek, gdyby
w nocy przyszła policja.
*
Wydano zarządzenie, aby w niedzielę nikt nie opuszczał mieszkań. Będą szu-
kać ukrywających się. Dzisiaj jest piątek. Chcę wierzyć, że Bóg jest tutaj i mnie
ochroni. Czuję się tak błahy i żałosny. Jakby to dobrze było, gdyby tym światem
kierował jakiś ojcowski duch, jakaś troskliwa dłoń. Płaczę jak dziecko.
*
Dzisiaj, w niedzielę rano, złapali mnie. Jestem w więzieniu na Czarnieckiego.
Wziąłem ze sobą ten zeszyt. Lampka pali się pośrodku hali. Jest noc. My, wszyscy
złapani, leżymy na podłodze. Hala jest dobrze ogrzana. Otrzymaliśmy też smaczną
zupę i kawałek chleba z kiełbasą. Wszyscy są spokojni, ale nie śpią. Ja też jestem
spokojny. Nie myślę o tym, co będzie jutro. Poczekam jeszcze godzinę i spróbuję
uciec. Piszę o tym tutaj, aby uspokoić nerwy i dla zabicia czasu.
Całe przedpołudnie stałem przy ogrodzeniu placu więziennego. Po dru-
giej stronie stała Rachela, czerwonymi dłońmi wczepiła się w druty. Nie
mogę teraz pisać o niej. Chcę spróbować uciec przez klozet…
*
435