Page 442 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 442

– Nie wiem dlaczego.
                   Długo milczeliśmy. Zrobiło nam się bardzo zimno i weszliśmy do bramy.
                 Zostało parę minut do godziny policyjnej. Przycisnąłem Rachelę do siebie, żeby
                 było nam cieplej. W ciemności zobaczyłem, że oczy nabiegają jej łzami, czym
                 mnie rozczuliła. Objąłem ją mocniej: – Rachelciu, ty jesteś moja… Czemu nie
                 możesz tego zrozumieć?
                   – Wyjaśnij mi… – szepnęła.
                   Nie wiedziałem, co mam jej wyjaśnić i powiedziałem po prostu… – Masz rację.
                   Ona na to: – Jeśli mam rację… Czy to sprawi, że będziesz mnie bardziej kochał?
                   W nocy nie mogłem zasnąć. Myślałem o spotkaniu z Rachelą. Parę rzeczy
                 stało się dla mnie jasne: po pierwsze, że mogę ją stracić na zawsze; po drugie,
                 że ją kocham; po trzecie, że tęsknię, aby się uwolnić od niej. Jednym słowem:
                 niezły chaos. Od tych rozważań zgłodniałem. Zeżarłem połowę mojej jutrzejszej
                 racji chleba, a teraz, o drugiej w nocy, siedzę i opisuję to wszystko.

                                                                                                                                                            Rozdział
                                                 *
                                                                                                                                        dwudziesty trzeci

                   Byłem dziś u Racheli i powiedziałem jej o tych trzech „chaotycznych” prawdach,
                 które stały się wczoraj dla mnie jasne. Odparła, że nie jest nimi zaskoczona i że
                 wiedziała o tym wszystkim od dawna. Dodała też, że Berkowicz namawiał ją,
                 aby z nim zamieszkała, ale odmówiła, ponieważ mnie kocha. Po tej wymianie
                 poglądów wszystko między nami stało się jasne i proste. Ścisnąłem jej rękę
                 w moich dłoniach i rzekłem: – Rachelciu… Chcę stać się mężczyzną. – Kiedy to
                 powiedziałem, z przejęcia aż ścisnęło mnie w gardle. – Muszę odejść od ciebie…
                 daleko… pobyć sam. – Naprawdę nie wiem, skąd znalazłem siłę, aby to z siebie
                 wyrzucić. – Twoja miłość jest dobra, piękna – kontynuowałem – ale nie jestem
                 na nią gotowy. Pęta mi skrzydła… Muszę się wyzwolić… Nie wiem czemu… ale
                 czuję, że tak musi być. Czuję… jestem pewien, że wrócę do ciebie… – W tym mo-
                 mencie musiałem trochę odczekać, żeby napięcie nieco opadło. Długo milczałem,
                 trzymając głowę obok jej głowy. Po chwili miałem siłę, aby dodać: – Możliwe, że
                 moje uczucia nie są obecnie wiarygodne. Nie mogę ci niczego obiecać i ty nie
                 musisz mi obiecywać, że będziesz czekać. Niczego sobie nie obiecujmy…
                   Kiedy ją zostawiłem, poczułem się lżej, ale nie lekko. Skończył się pewien
                 rozdział w mym życiu.


                                                 *


                   Mama umarła. – Dwie noce temu. – Zostałem sam na świecie.
   437   438   439   440   441   442   443   444   445   446   447