Page 351 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 351
Spostrzegł, że wszedł już na drogę powrotną i przyspieszył kroku, aby czym
prędzej przejść przez bramę. Gdy tylko wyszedł, poczuł się lekki. Co za dziwne
uczucie właśnie go nawiedziło! Oczywiście, że pokonał Samuela. Ponieważ
on, Adam, żyje. Każdy kolejny dzień będzie jego triumfem. Ale teraz w uczuciu
triumfu nie było niczego z Schadenfreude . Adam był do przegranego nastawiony
6
przyjaźnie. Z wielkim sentymentem wspominał nieudaną przyjaźń z Samuelem
i żałował, że tak się skończyła – podobnie, jak żałował końca wspólnego życia
z Jadwigą i z Mietkiem.
*
Wczorajszy spacer na cmentarz spowodował, że także dzisiejszy spacer po
ulicach sprawiał przyjemność. Pan Adam szedł rozerwać się do resortu słomiane-
go obuwia, który znajdował się w dawnym obozie cygańskim . Resort świętował
7
swój jubileusz i z tej okazji zorganizowano rewię.
Wyglądało to komicznie. Czuł się niemal identycznie jak wtedy, przed wojną,
gdy szedł do opery. Zwłaszcza gdy zobaczył publiczność zgromadzoną przed
wejściem. Rewia okazała się olbrzymim sukcesem. Ludzie przepychali się do
okienka kasy, a zamieszanie niczym nie różniło się od tego przed jatką podczas
wydawania racji. Przepychano się, kłócono, szarpano z policjantami i porządko-
wymi, za wszelką cenę starano się zdobyć bilet. Jedyna różnica polegała na tym,
że przy całym ścisku wzrok ludzi był jasny, dziecięco rozbawiony.
Adam nie miał problemu ze zdobyciem biletu. W drodze powrotnej z siedziby
Kripo, gdy tylko zdecydował się zobaczyć rewię, udał się do resortu, do kierownika
i wyraził swoje życzenie.
Kierownik skłonił się grzecznie, zawołał blondynkę z biura i nakazał: – Bilet
w pierwszym rzędzie dla pana Rozenberga.
Blondynka zaprowadziła go do swojego pokoiku, żeby wybrał sobie dobre
miejsce. Miała długie warkocze, które wisiały równo na jej piersi, i zgrabną figu-
rę, dojrzałą, a jednak dziewczęcą. Patrzyła na niego wzrokiem trochę niewinnie
proszącym, trochę kocio wulgarnym. Nagle skoczyła do drzwi i zamknęła je. –
Niech pan usiądzie na chwilę, panie Rozenberg – zaprosiła. Głos miała ciepły,
zachrypnięty jak u wampa. – To pan jest tym sławnym panem Rozenbergiem,
prawda? – zapytała i wyciągnęła w jego kierunku paczkę papierosów. Zwrócił
uwagę na jej długie, czerwone paznokcie. – Nie pali pan? – Uśmiechnęła się
6 Radość z cudzego nieszczęścia (niem.).
7 Wydział Słomiany powstał w 1942 r. w budynkach przy ul. Brzezińskiej 88, gdzie wcześniej znaj-
dował się obóz cygański. 349