Page 353 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 353

Ktoś jeszcze inny był w bardziej rewolucyjnym nastroju i podchwycił:
                      – Dlaczego nie wstrzymuje pan talonów dla szych?
                      W końcu znalazł się ktoś nastawiony naprawdę bojowo: – Żądamy chleba!
                      Kobieta błogosławiła Prezesa: – Niech pan będzie zdrów, kochany Prezesie!
                      Prezes wymachiwał laską, w końcu zniknął w wejściu. Adam uśmiechał się.
                   Stary wyglądał na wiele starszego, niż sądził. Widział go pierwszy raz od wejścia
                   do getta.
                      Potem przybył konkurent Rumkowskiego, Lejbl Welner, otoczony świtą oficerów
                   Sonderkommando. Śmiało podniósł rękę pozdrawiając tłum, a tłum odpowiedział
                   z entuzjazmem. – Lejbl! Lejbl! – wołano ze wszystkich stron.
                      Welner po bratersku stukał w plecy stojących w pobliżu. Jakaś kobieta
                   ciągnęła go za poły marynarki. Chciała mu coś powiedzieć, więc stanął tak,
                   jakby jej słuchał. – Co on powiedział? Co on powiedział? – ludzie dopadli ją ze
                   wszystkich stron.
                      – Oby tak żył! – cieszono się. – Zrobiło się lżej, odkąd ma cokolwiek do po-
                   wiedzenia w getcie.
                      – A jak jego napięte stosunki z Prezesem? – zapytała jakaś Żydówka.
                      – Na rewii resortu krawieckiego się przeprosili. Na rewii resortu papierniczego
                   znów byli pogniewani – ktoś odpowiedział.
                      – Prawdę mówiąc, ludziska, ujeżdżają nas obaj – doszedł do wniosku ktoś inny.
                      Rozmowa trwała, aż w końcu Welner zniknął w wejściu i pojawiło się kilka
                   szych z wystrojonymi żonami. Zapach mydła i tanich perfum docierał do nosów,
                   a publiczność słysząc głośny język polski i widząc, jak całują się po policzkach,
                   skomentowała: – Widzicie tych państwa? Ciągle jak pączki w maśle, każdego
                   wieczoru na rewię w innym resorcie , a potem imprezy! Mało prawdopodobne,
                                                 8
                   aby żyli tak przed wojną!
                      – A co? – dodał ktoś inny – dla nich wojna nie tylko się już skończyła, ale
                   nawet nie zaczęła.
                      A gdy szychy nie odpowiadały na pytania, którymi ich zarzucono, i mijały
                   ludzi z zadartymi głowami, wyciągnięto wniosek: – A co… Wer es libt kapital,
                   hot fajnt dem klal .
                                  9
                      Adam z zadowoleniem przysłuchiwał się rozmowom i bawił całym tym przed-
                   stawieniem – przed przedstawieniem. Nie czuł w tej chwili obrzydzenia wobec
                   motłochu ani nawet złości – raczej sympatię, jaką darzy się klaunów, błaznów.
                      Przyszła Sabinka. Miała na sobie szeroki, rozkloszowany płaszcz, który otwierał
                   się i unosił przy każdym kroku. Jej czarna bluzka miała duży dekolt. Warkocze
                   zniknęły. Leżały zawinięte w koronę wokół głowy, co przydawało jej lat i czyniło


                   8  W  Kronice z 1943 r. pojawiają się informacje o jubileuszach wielu gettowych resortów i wydzia-
                      łów, które uświetniały występy artystyczne.
                   9    Kto kocha kapitał, brzydzi się ludźmi (jid.).                   351
   348   349   350   351   352   353   354   355   356   357   358