Page 240 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 240
Spojrzenie Niemca nie było złe, wręcz przeciwnie – przyjacielskie. A może był
po prostu pijany czy też tak jak ona odurzony pięknem tego poranka? – Jestem
pielęgniarką – powiedziała.
– Das sehe ich – odpowiedział uprzejmie i powiedział też, że widzi, że chyba
14
nie ma nic do roboty, skoro kręci się bez celu po polu, kiedy jej towarzyszki pracują
pilnie przy dzieciach. Zauważył torbę w jej ręku i zapytał: – Was ist denn das? 15
Otworzyła torbę i pokazała mu. Wyjął torbę z jej rąk i rzucił na ziemię. Kazał
jej iść przodem, a sam, pogwizdując, szedł za nią. Niedaleko więzienia na Czar-
nieckiego stało kilka pustych wozów. Tutaj również byli zebrani Niemcy, policja
i grupa lekarzy. Sznur wozów ruszył z miejsca, a wielki żołnierz pomógł Dziuni
wsiąść na ostatni z nich. Koła obracały się powoli, zmierzając ku centrum getta.
Dziunia zauważyła, że ktoś patrzy na nią przez szpary w deskach, więc pochyliła
się ku nim. Rozpoznała kulawego doktora Lewina, dawnego sąsiada z podwórka
na Lutomierskiej. Odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć na kulawego kalekę, nie
chcąc patrzeć w dół, na ziemię. Zadarła głowę do góry. Niebo było mleczne,
słońce – ciepła bułka. Poczuła wielki strach.
Kulawy doktor zawołał do niej po cichu. Widać też ją rozpoznał. Powinna go
zapytać, czy choć raz zatańczyli razem na tamtym balu noworocznym. Nie mogła
sobie przypomnieć. Dziwny obraz pokazał się jej w wyobraźni: ona i ten kulawy
doktor tańczą na pustym wozie, na trzęsących się deskach. Zauważyła, że wielki
żołnierz zbliża się do Lewina. Wydawało się, że patrzy na niego ze współczuciem.
Zaprosił go, by wsiadł na wóz, to będzie mu lżej i łatwiej będzie mu zagadywać
panienkę. Po chwili ujrzała Lewina obok siebie na rolwadze.
– Złapana? – zapytał.
– Nie… tak… – wyjąkała. – Mówi, że potrzebują pielęgniarek. Nie jestem
pielęgniarką.
Wozy jechały w szybkim tempie jeden za drugim. Już rozjeżdżały się po ulicach.
Zaczęło się gwizdy i poganianie. Lewin rzekł do Dziuni: – Cały czas ukrywałem się,
aby nie brać udziału… Nocą wyrwano mnie z łóżka. – Pochylił się w jej kierunku:
– Niech pani robi, co każą, a przy pierwszej lepszej okazji proszę dać nogę…
Pojazd zatrzymał się. Opuszczono tylną klapę. Wielki Niemiec pomógł Dziuni
wysiąść. Lewina wepchnął z powrotem, mówiąc spokojnie: – Sie bleiben oben .
16
– Zapytał Dziunię, czy wie, co ma robić, na co ona pokiwała głową, że tak. Usta-
wił ją pośrodku jakiejś bramy, sam zaś wsunął się bliżej podwórka. Z podwórka
zaczęli nadchodzić ludzie wybrani z rzędów do wywózki: matki z dziećmi, ko-
biety, mężczyźni, same dzieci. Wielki Niemiec podszedł z dwoma maluchami
14 Widzę (niem.).
15 A to co takiego? (niem.).
238 16 Pan zostaje na górze (niem.).