Page 235 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 235

wątpliwości, że poszedłby na ciężarówkę. Ale jego wyjście z domu usunęło pozo-
                   stałym grunt spod nóg. Rachela powiada, że matka nie może mu tego wybaczyć.
                   Wyczuwam w jej słowach, że Rachela, choć wyraża się o nim ze współczuciem
                   i troską, też ma do niego żal. Nocą odwiedził ich Isroel, który chodzi i sprawdza,
                   kto z towarzyszy zniknął, a kto został – i poradził, aby się rozdzielili, bo w ten
                   sposób mają więcej szans na to, że nie cała rodzina zostanie zlikwidowana.
                      Nawet smucić się z Rachelą jest dobrze. Staliśmy pod drzewem wiśniowym,
                   tam gdzie wczoraj leżała zastrzelona kobieta. – Wiśnia się kończy – powiedzia-
                   łem i pokazałem Racheli gałęzie pożarte przez robactwo. Przedwieczorne niebo
                   zdawało się siedzieć na drzewie jak ciemny jastrząb. Wsparliśmy się na dwóch
                   kamieniach i objęliśmy się.
                      – Za rok – powiedziała Rachela – znowu pojawią się wiśnie na drzewie. A my
                   będziemy już wolni… – Gdy chciałem wyrazić swój pesymizm, położyła mi dłoń
                   na ustach – biały bandaż na ranie. Mówiąc to śmiała się. Jej śmiech nigdy nie
                   miał takiego zabarwienia – nie był to lekki, beztroski śmiech, lecz gorący, ciężki,
                   o pełnym brzmieniu. Działał na mnie porywająco, też się zacząłem śmiać. Nasz
                   śmiech był mądry, zmysłowy i przyciągał nasze ciała.
                      Ku własnemu zdumieniu powiedziałem: – Wiesz co? Opowiem ci historię.
                   – I faktycznie zaraz zacząłem: – Wiśnie tak naprawdę były kiedyś białe – opo-
                   wiadałem. – Ale od krwi dwojga zakochanych stały się czerwone. Byli to Romeo
                   i Julia. Mieszkali po sąsiedzku, ale ich domy były oddzielone drutem kolczastym.
                   Oboje chcieli być razem, ale druty kolczaste nie pozwalały. Przy kolczastym ogro-
                   dzeniu rosła wiśnia i to pod jej gałęziami spotykali się zakochani, aby patrzeć na
                   siebie przez druty. Byli wdzięczni ogrodzeniu, że pozwala przenikać przez siebie
                   ich spojrzeniom i ich słowom, i byli zagniewani na nie, że nie pozwala się im
                   objąć i być razem. Próbowali je zniszczyć, ale ogrodzenie było silniejsze niż oni.
                   Próbowali przejść ponad nim, ale zrzucało ich z siebie. Postanowili je pokonać
                   samą śmiercią. Przycisnęli się do drutu kolczastego ciałami tak mocno, aż kolce
                   przecięły ich żyły i wbiły się w ich serca. Ich wymieszana krew spłynęła na kwiecie
                   wiśniowego drzewa i od tej pory zaczęły rosnąć czerwone wiśnie.
                      Racheli nie podobała się moja opowieść i powiedziała: – To jest zbyt smut-
                   ne i nie zgadza się ze smakiem wiśni. Mam inną opowieść o drzewie. – I zaraz
                   zaczęła opowiadać: – Pierwszy mężczyzna i pierwsza kobieta przyszli na świat
                   na północy, gdzie jest bardzo zimno, wieją silne wiatry, jest ciemno i pusto.
                   Pierwszy mężczyzna i pierwsza kobieta musieli być silni i uparci, aby przetrwać.
                   Ale sama siła i sam upór nie wystarczyły. Potrzebowali ciepła, aby przetrwać
                   siły natury. Więc zaczęli się tulić do siebie i poczuli, że to ich rozgrzewa. A skoro
                   tak, to przytulali się coraz bardziej… Aż położyli się razem na lodzie, stali się
                   jednym i stworzyli ogień. Ogień roztopił lód i odsłonił ziemię. Drzewo wyrosło
                   z ziemi. Drzewo – świat. Drzewo – życie. Rozgałęziło się na wszystkie strony, we
                   wszystkich kierunkach, i jak pędzel wymalowało niebo ponad głowami pierwszych
                   ludzi. A niebo było jak lustro, w którym odbijał się ogień, który był pomiędzy tymi   233
   230   231   232   233   234   235   236   237   238   239   240