Page 243 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 243

i przekazać je żydowskiemu policjantowi. Kobieta o długich włosach rzuciła się
                   żołnierzowi do nóg: – Schissen Sie mich, bitte …
                                                          21
                      Niemiec złapał ją za gruby pukiel włosów, niemal podniósł w powietrze
                   i przysunął lufę pistoletu do jej serca. Po chwili kobieta leżała pomiędzy wozami.
                      Dziunia zawisła na żydowskim policjancie, który zdezorientowany stał pośród
                   tłumu. – Proszę mi zrobić przysługę – wyszeptała. – Bardzo pana proszę… Na
                   wozie… nauczyciele… Proszę, niech pan idzie, nikt nie widzi. – Ciągnęła go za
                   sobą. Zdezorientowany policjant gapił się na wóz. Nie słyszał ani słowa z tego,
                   co do niego mówiła. – Profesorze Hager! Panno Diamant! – wołała i popychała
                   policjanta do wozu, który był jeszcze otwarty.
                      – To pani babcia? – policjant w końcu przyszedł do siebie.
                      – Tak, moja babcia… szybciej!
                      Razem ściągnęli profesora Hagera i jego żonę z wozu. Staruszkowie, trzy-
                   mając się za ręce, pospieszyli z powrotem do zabudowań fabrycznych. Stamtąd
                   właśnie wychodził Niemiec, który rozerwał ręce pary, wziął ich oboje za ramiona
                   i poprowadził do innego wozu. Dziunia tego nie widziała, bo była w tym czasie
                   zajęta policjantem. Chciała, aby pomógł wydobyć pannę Diamant. Policjant
                   zaproponował: – Jeśli już, to lepiej uratujmy dzieci.
                      Tak, uratujmy dzieci. Ale panna Diamant nie mogła odjechać tym wozem.
                   Dziunia wydusiła z siebie: – Tę starą kobietę też… Bardzo pana proszę.
                      Policjant ustąpił. – Powiedz jej, aby się tu przysunęła.
                      Dziunia obiegła wóz i patrząc przez szpary w deskach, zawołała pannę Dia-
                   mant. Siwa głowa odwróciła się w kierunku szpary. Dziunia wsunęła w nią rękę
                   i pomachała. – Panno Diamant – szepnęła – niech się pani przesunie bliżej
                   brzegu.. Policjant… widzi pani… on pomoże…
                      Nauczycielka zaczęła się szeptem naradzać z dziećmi, które były wokół niej, po
                   czym wszyscy przesunęli się ku brzegowi wozu. Dzieci zaczęły skakać i rozbiegać
                   się na wszystkie strony. Strzelano za nimi. Obok wozu stanął żołnierz z bronią.
                   Żydowski policjant cofnął się.
                      Dziunia zobaczyła, jak panna Diamant wyciąga dłonie do dzieci, które po-
                   nownie zaganiano na wóz.
                      Niemcy i żydowska policja przywrócili porządek. Zamknięte wozy ruszyły
                   z miejsca a z nimi – wóz, na którym siedziała panna Diamant. Przez szpary
                   w deskach Dziunia widziała, jak biały puch włosów starszej pani się podnosi.
                   Liliowy szal wokół szyi lekko powiewał… falował…
                      Dziunia podbiegła do wozu, któremu wcześniej towarzyszyła. Mógł ruszyć
                   z miejsca w każdym momencie. Musiała być gotowa. Niebawem pojawi się ten
                   róg, przy którym miała pomóc Lewinowi. Właśnie dostrzegła jego lekarską czapkę.
                   Stał na wozie i szukał jej wzrokiem. – Szybciej! – wykrzyknął, gdy tylko ją zobaczył.



                   21    Proszę mnie zastrzelić… (niem.).                               241
   238   239   240   241   242   243   244   245   246   247   248