Page 222 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 222

Pierwsze światło dnia poderwało ją na nogi. Wyskoczyła z łóżka, rzuciła
                 jedno spojrzenie na śpiącego Wintera i szybko się ubrała. Jej serce znowu było
                 ściśnięte obręczami, które nie pozwalały złapać tchu, więc po chwili już biegła
                 po schodach. Na podwórko – szukać kryjówki.


                                                 *


                   Złota jesień czarowała wszystkimi urokami dojrzałej kobiety stojącej u progu
                 przekwitania. W zapale oślepiania siebie i świata otworzyła wszystkie arsenały
                 urody i z przesadną troską starała się prześcignąć siebie samą słodkimi zapachami,
                 ciepłym światłem, które przypominały wiosnę i lato. Każda doba rozpościerała
                 swoje godziny na nieskazitelnym błękicie nieba, ponad ziemią ogrzaną słońcem
                 i owianą lekkimi powiewami igrającego wiatru, a po nich nadchodziły aksamitnie
                 łagodne noce, kiedy ziemia i niebo stawały się odwróconymi koszykami, z których
                 obficie wypadały srebrzyste, chłodne, dojrzałe owoce: księżyc i gwiazdy.
                   Również nadchodzący dzień szpery owinął się swoim blaskiem wokół drżącego
                 ciała getta. Wszyscy byli w areszcie domowym: i ci, którzy jeszcze byli razem,
                 i ci, którzy wczoraj czy przedwczoraj zostali osieroceni. Trwali pomiędzy ścianami
                 domów – ni to czuwając, ni to śpiąc, na wpół głodni i na wpół syci – i czekali na
                 swoją godzinę, na okrzyk: Alle Juden raus!. Wraz ze wznoszącym się na niebie
                 słońcem rosło napięcie.
                   Pani Atłas wraz z córką Tajbele zapukały do sąsiadów Ejbuszyców. Jej mąż
                 uparł się, że nie zejdzie na podwórko i nie stawi się na selekcję. Był prawdziwą
                 „klepsydrą” i nie miał sił, aby wlec się po schodach. – Jeśli mnie chcą – wyjaśniał
                 pogodnie, niemal wesoło – to niech się pofatygują i przyjdą mnie zabrać. – Odkąd
                 trwała szpera, gwizdał na żonę i kpił z niej. Robił w jej kierunku brzydkie miny
                 i pokazywał język. Bawiło go jej przerażenie i straszył ją swoim śmiechem. –
                 Zapytaj ją – zwracał się do Tajbele, bo nigdy nie rozmawiał bezpośrednio z żoną
                 – zapytaj ją, tę krowę, czego to się tak boi życia? – Rechotał: – Powiedz jej, że
                 im dłużej pożyje, tym dłużej będzie się bać śmierci.
                   Pani Atłas zapakowała odrobinę jedzenia i ruszyła do sąsiadów. Własne drzwi
                 zamknęła na zamek, nie dlatego, broń Boże, że chciała uchronić swojego męża,
                 ale ponieważ szkoda jej było rzeczy, które posiadała w mieszkaniu. Obawiała
                 się złodziei.
                   Poza jedzeniem przyniosła do Ejbuszyców woreczek z kosmetykami. W tych
                 sprawach była wielką znawczynią i pokazała swój kunszt na twarzy Blumci Ej-
                 buszyc, sprawiając, że ta wyglądała o dziesięć lat młodziej. Również z Racheli
                 zrobiła kwitnącą piękność, prawdziwą lalkę – posmarowała jej włosy rodzajem
                 gliceryny, aby błyszczały i były gładkie, i wystroiła ją w rozmaite ciuszki, aby
          220    wyglądała grubiej i zdrowiej. – Wiem, panie Ejbuszyc, że porada jest jak olej
   217   218   219   220   221   222   223   224   225   226   227