Page 196 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 196

*


                   Pierwszą czynnością, którą wykonał Rumkowski po przybyciu do biura, było
                 zamknięcie drzwi. Zapowiedział też swoim sekretarkom, aby nikomu nie wyja-
                 wiały, gdzie jest. Wlał w siebie kilka szklanek wody i zasiadł przy biurku. Tutaj
                 wszystko było porozkładane w największym porządku, każdy papier i kartoteka
                 leżały na swoim miejscu. Wszystko tu przypominało o dobrych dniach, kiedy
                 on, Mordechaj Chaim, miał naród za sobą i przewodził mu jak dobry ojciec. Jak
                 przyjemne było uczucie posiadania władzy nad ludźmi i działanie dla ich dobra!
                 Niemcy zniszczyli wszystko. Ale on, Mordechaj Chaim, nie pozwoli. On im jeszcze
                 pokaże. On ich przechytrzy. Musi tylko przetrwać te straszne dni akcji. Wszystko
                 ogarnąć. Getto znowu będzie chodziło jak w zegarku.
                   Nie mógł patrzeć na biurko i nie mógł przy nim usiedzieć. Zaczął krążyć po
                 pokoju. Powinien przestać wsłuchiwać się w siebie i rozważać własne myśli.
                 Powinien zatrzasnąć serce i umysł na siedem spustów – nie dopuszczać żadnej
                 myśli, żadnego przebłysku uczuć, być twardy jak kamień. I musi być sam. W sa-
                 motności był silniejszy, bardziej pewny siebie. Wyśle Klarę na Marysin na dwa
                 tygodnie. Nikogo nie będzie widywał. To będzie najlepsze rozwiązanie.
                   Z zewnątrz, z Bałuckiego Rynku, dobiegał hałas czyniony przez Niemców
                 z zarządu getta. Limuzyny przyjeżdżały i odjeżdżały. Wzrok Rumkowskiego padł
                 na szafki z dokumentami. Leżały tam listy z nazwiskami dzieci policjantów, straża-
                 ków, ludzi pracujących w resortach i podkomisarzy, które należało ochronić. Tak,
                 nawet w tym wypadku musiał poczynić kilka wyjątków. Ze swej strony zwrócił się
                 również do władz różnych partii, aby w celu ochrony dostarczyły mu listy swoich
                 dzieci. W jego wyobraźni pojawiła się głowa kobiety – Brochy Koplowicz, działaczki
                 Bundu. Bundyści odmówili dostarczenia takiej listy. Nie ma dzieci wybranych,
                 powiedziała Brocha Koplowicz, matka ośmioletniej dziewczynki.
                   Musiał usiąść ponownie, aby przygotować mowę do matek. W jaki sposób ją
                 przygotować? Co można powiedzieć? Jak mogą zrozumieć go i pojąć? Do takiej
                 mowy nie dało się zrobić notatek. Powie to, co wydobędzie się z serca. Będzie
                 przemawiał do nich z głębi swojego jestestwa.
                   Plac strażacki był wypełniony po brzegi. Tłum wspiął się również na wozy
                 strażackie, na dach klozetu i dachy komórek. Ci, którzy nie mogli się tu dostać,
                 wypełnili tłumnie sąsiednie podwórko oraz ulicę. Zgromadziło się całe getto. Stali
                 głowa przy głowie, ramię przy ramieniu, ciało przy ciele, jak zrośnięci, a jednak
                 każdy był sam ze swoim strachem, w śmiertelnym milczeniu, w stłumionym,
                 trwożnym oczekiwaniu. Getto wstrzymało oddech, zamarło, wsłuchując się
                 w kroki nadchodzącego losu.
                   Cisza tego jasnego, niemal jesiennego popołudnia kładła się ciężko cieniem
                 na umysłach, rozbrzmiewała w uszach dźwiękiem dzwonów, podcinała nogi.
          194    Ludzkie słowa nie należały do tej przestrzeni, słowa traciły sens, nim dosięgły
   191   192   193   194   195   196   197   198   199   200   201