Page 177 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 177
Dobrze było wynieść coś, co można było wymienić na „rumki”. Ale najważniejsze
było, aby się tą pracą bawić, co pozwalało uciszyć myśli. Działalność ta prowa-
dzona była też jakby wbrew temu, co resort ostatnio produkował – skrzynki na
amunicję.
Jedynie na ostatnim piętrze resortu, w tzw. „oddziale specjalnym” produ-
kowano jeszcze piękne meble – dla Biebowa i jego przyjaciół. Do pracy na
górze przydzielono uprzywilejowanych stolarzy, jednak Szolem nie należał do
ich grona. Nie cieszył się zaufaniem Górnego, który nazywał go „towarzyszem
z organizacji”. Więc Szolem wyrabiał w tajemnicy swoje cacka również na przekór
Górnemu.
Było gorące popołudnie. Szolem siedział przy warsztacie i wycinał pudełeczko.
Dzisiaj mu nie szło. Ręce były mokre od potu i pudełko wyślizgiwało się spomiędzy
palców. Czarne koła wirowały przed oczyma. Wydawało mu się, że mdleje. Musiał
zamknąć oczy, przeczekać, aż słabość przejdzie. Potem chciał je otworzyć i nie
mógł. Pudełeczko wypadło mu z ręki. Głowa zwisała ciężko, jakby ważyła kilka
pudów. Po chwili poczuł przed sobą jakiś powiew, szybki ruch i hałas. Resztką
sił otworzył oczy i ujrzał przed sobą Górnego.
Górnemu też było gorąco. Koszula przykleiła mu się do ciała, twarz miał
czerwoną, oczy – opuchnięte. Dwie stróżki potu ciekły mu po policzkach tuż
przy uszach. Trzymał pudełko Szolema, ważąc je w dłoni: – Jesteś dobrym fa-
chowcem, „towarzyszu z organizacji”. – powiedział spokojnie i powoli otarł pot
z twarzy. A potem skoczył i pobiegł przez halę z zaciśniętymi pięściami, miotając
się w poszukiwaniu ukrytych drobiazgów. – Sabotaż! – krzyczał, tupiąc nogami
i wymachując rękami – wydobywając spomiędzy kawałków drewna tu i ówdzie
ukryte cacka.
Szolemowi wszystko było obojętne. Nie czuł najmniejszego strachu. Cała hala
wraz z Górnym wirowała mu przed oczyma, a jego okrzyki dudniły w uszach. I tak
czekał na swoją porcję kopniaków, ale Górny już do niego nie wrócił.
Następnego dnia na drzwiach hali pojawiła się informacja o karze, jaką miało
być odebranie codziennych porcji zupy wszystkim robotnikom z hali na okres
dwóch tygodni.
Odbyło się zebranie robotników. Zaproponowano zorganizowanie strajku
protestacyjnego. Górny może robić, co chce, ale zup nie może zabierać, bo bez
zup robotnicy przepadną. Jednak większość z nich była przeciw strajkowi. To by
jeszcze bardziej rozjuszyło Górnego. Więc zaproponowano, aby wysłać delegację,
która poprosi komisarza o zrozumienie. Szolem wraz z bratem Motlem wybuchnęli
gniewem, bo nie chcieli się zniżać do proszenia.
To z kolei rozpaliło pozostałych: – Wszystko to twoja wina! – rzucono się na
Szolema. – Cierpimy przez ciebie!
Rozgoryczony Szolem kiwał głową. Tacy właśnie byli jego towarzysze pracy!
Ponad połowa z nich to byli ludzie nowi. Z dawniejszych fachowców część już
zmarła. Niektórzy wyjechali z rodzinami, a pozostali to fajtłapy i „klepsydry”. 175