Page 172 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 172
– Ale, Szejno Pesiu – Icie Meir upierał się przy swoim – jeśli faktycznie nie
ma żadnego wyjścia i jeśli trzeba nam polec, to łódzcy Żydzi powinni polec na
stojąco… My, żydowski proletariat Łodzi, mamy piękne tradycje. Tylko nie na
kolanach, Szejno Pesiu… tylko nie na kolanach.
– Tradycje, szmadycje – przedrzeźniała go, pełna bólu. – Kto jest na kolanach,
kto? Nogi rzeczywiście spuchnięte, ale każdy stoi prosto. A my chcemy dalej żyć,
nie zaś polec… Tak, mój mężu, trzeba być cierpliwym i walczyć… aby choć niektórzy
się uratowali… Może nasze dzieci… Może i ja sama też. Icie Meirze, wybacz… ja
też chcę żyć… przeżyć. Nie my przeznaczyliśmy cię na ofiarę… ale padłeś ofiarą,
i tamci, którzy zostali wywiezieni w czasie wysiedleń, też padli ofiarą… To niech
chociaż będzie to ofiara za coś… Niech przetrwają choć niewinne dzieci i jasne
wnuczęta. – Tak argumentowała, spierając się z nim w wyobraźni, nie myśląc
i nie wiedząc, co w tym czasie robią jej ręce.
Wróciwszy do domu prała z krwi przeszmuglowane z resortu sukieneczki
i koszulki, po czym obdzielała nimi sieroty na podwórku albo zanosiła swoim
wnuczętom. W domu czuła się tak, jakby wracała z innego świata. Zapominała
o Iciem Meirze i nie myślała o resorcie. Nie miała czasu.
Nocą, leżąc w łóżku, wykłócała się ze swoimi dwoma „dyniami”, macała je i przekli-
nała, po czym naciskała brzuch. Opuchlizna zaczęła docierać w jego okolice. Również
i to zachowała w tajemnicy. Nocą Icie Meir wracał do niej, a ona dalej spierała się
z nim. Opowiadała mu dobre nowiny i przekazywała relacje z frontu, przywołując prze-
kręcone nazwy miejsc, które we śnie wymyślała. Śpiąc, zgrzytała zębami i zaciskała
pięści jak dawniej Icie Meir. – Ty wiesz, że jestem uparta, Icie Meirze – mówiła mu.
Wiedział. Ale i on był uparciuchem, więc żadne nie chciało ustąpić.
Za dnia, gdy rozmawiała z Szolemem, słyszała, jak przez nią przemawia Icie
Meir: – Co ta twoja partia robi, ha? – zaczepiała syna. – Dlaczego nie zbierzecie
się razem i czegoś nie zrobicie, co?
– Co chciałabyś zrobić? – Szolem nie zrozumiał.
– Walczyć.
Słowo „walczyć” wypowiedziane spierzchniętymi ustami starej, opuchniętej
matki, zabrzmiało szaleńczo i komicznie. Szolem roześmiał się: – Ojej! Prawdziwy
się z ciebie zrobił dowódca, jak widzę, mamo. Nie na próżno ojciec mawiał, że
powinnaś zostać generałem.
W duchu myślał, że matka ostatnio mówi dziwne rzeczy. Nie wiedział, czy
ma się obawiać, że ona traci zmysły, czy też faktycznie znała sekretną historię
z listem, który nadszedł od rabina z Grabowa i który dotarł do partii. On sam,
6
6 Chodzi o list rabina Jakuba Szulmana z Grabowa, który został wysłany prawdopodobnie do Brze-
zin, a potem trafił do Łodzi. Rabin opisał w nim proces mordowania ludzi w Chełmnie niedaleko
Dąbia. List dotarł do getta w styczniu 1942 r. Nie wiadomo, ile osób o nim wiedziało. Po wojnie
170 trafił do Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej. Chava Rosenfarb cytuje go niemal dosłownie.