Page 175 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 175

mógł mu tego wybaczyć i już nie wstydził się przyznać do rozgoryczenia, które
                   w nim narastało. Isroel faktycznie miał ważne problemy do rozwiązania, ale jak
                   mógł ich, swoich najbliższych, tak zostawiać na łasce losu? Szolemowi wydawało
                   się, że trudniej być odpowiedzialnym za jedną matkę niż za całe getto.
                      Kiedyś, gdy Isroel wyszedł, Szolem pobiegł za nim i zasypał go pytaniami: –
                   Co słychać, tak między nami mówiąc? – powstrzymywał się wszystkimi siłami,
                   aby nie wykrzyczeć przed Isroelem wszystkich swoich pretensji.
                      – W getcie nie ma ani jednej sztuki broni… Wszystkie sposoby, aby cokolwiek
                   zdobyć, zawiodły – odpowiedział Isroel.
                      – Czy prawdą są plotki o wysyłaniu wszystkich powyżej sześćdziesiątki?
                      Isroel dalej mówił swoje: – Poza tym jest jeszcze kwestia odpowiedzialności
                   zbiorowej. Jeden lekkomyślny krok i nie zostanie po nas nawet ślad. A poza tym
                   nie ma do tego sprzyjającej atmosfery. Nie jesteśmy sami. Ten ma ojca, tamten
                   matkę, dziecko. To wiąże ręce.
                      – Cała rzecz może się okazać kłamstwem – Szolem próbował uderzyć w tony
                   nadziei.
                      – Czerniaków w Warszawie nie popełnił samobójstwa z powodu kłamstwa
                   – Isroel był brutalny.
                      – Ale przecież Łódź to nie Warszawa. Łódź to obóz pracy. Mama pracuje
                   w resorcie… jest potrzebna…
                      – Trzeba będzie zmienić w dokumentach jej wiek na pięćdziesiąt lat… dobrze
                   wygląda.
                      – Tak, opuchlizna powoduje, że wygląda młodziej. Isroelu, jeśli coś się wy-
                   darzy… co mamy robić?
                      – Ukryć się.
                      – To wszystko, co postanowiliście?
                      – Kogo się da instalujemy w resortach, nawet dzieci poniżej dziesiątego roku
                   życia. Zmieniamy metryki… – klepnął Szolema w ramię: – Trzymaj się.
                      Nocą, przed zaśnięciem, Szolem snuł fantastyczne plany, jak wydostać się
                   z getta i uwolnić od Niemca. Zabicie kilku strażników w pobliżu drutów wydawało
                   się proste. Było ich w końcu nie więcej niż dziesięciu-piętnastu. Szolem wyobrażał
                   sobie, jak wraz z towarzyszami i tłumami Żydów z getta biegnie przez uliczki ku
                   wolności. Trzyma matkę za rękę, ciągnąc ją za sobą. Na moment jej nie puszcza.
                   Ona unosi pięści jak wszyscy, a z przodu biegnie Szimen, wysoki, uparty przywódca
                   młodzieży. „Mnie żywego nie wezmą!” – uderza się pięścią w pierś. Szimen jest
                   podobny do Isroela. Jest Isroelem. A Isroel jest Iciem Meirem, z kolei Icie Meir
                   jest nim, Szolemem – i wszyscy prowadzą getto na wolność.


                                                    *

                                                                                        173
   170   171   172   173   174   175   176   177   178   179   180