Page 181 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 181

– Ale z ciebie bydlę – odpowiedział pierwszy robotnik. – Lepiej nie zmarnujmy
                   takiej złotej okazji.
                      Prezes wyjął z kieszeni notes i zaczął coś szybko zapisywać. Robotnicy
                   zorientowali się, że w końcu może zauważyć, iż przerwali pracę, więc stukając
                   młotkami, niby pogrążeni w robocie, na migi ustalali, kto ma poprosić o talon.
                   Jak zwykle los padł na Szolema.
                      Chłopak, który sam chciał się jak najszybciej uwolnić od nagłych złych myśli,
                   jakie przyszły mu do głowy na widok Prezesa, zbliżył się doń z heblem w dłoni. –
                   Panie Prezesie – ukłonił się, czując, jak wali mu serce i pulsują żyły. – Czy mogę
                   zamienić z panem słowo? – Prezes nie podniósł głowy, dalej pisząc w notesie,
                   tylko coś odmruknął. Szolem słyszał szczękanie własnych zębów i wiedział, że
                   strach w tym momencie pojawił się dlatego, że jest taki słaby fizycznie. I wiedział
                   też, że chociaż jest zdenerwowany, w tej chwili musi wydusić z siebie te parę
                   zdań. – Panie Prezesie, pracujemy dzień i noc – zaczął. – Jesteśmy najlepszymi
                   fachowcami… Mamy opuchnięte nogi…
                      Prezes zatrzasnął notes i schował go do kieszeni. – Wynagrodzę was – po-
                   wiedział jakby do siebie i skierował się ku schodom.
                      Czterech robotników nie posiadało się z radości. – Chłopaki, będą taloniki!
                   – zanucił jeden z nich i zaczął zgadywać, ile mięsa i cukru zapisze im Prezes.
                      – Na pewno nie wygłupi się – odpowiedział na to inny – dając nam talon jed-
                   norazowy. Myślę, że da nam jeden talon raz na dwa albo trzy tygodnie. Widział,
                   jak wyglądamy. Wie bardzo dobrze, że bez nas się nie obejdzie. Chłopaki, pój-
                   dziemy do sklepu dietetycznego , pokażemy taloniki, a wówczas sprzedawczynie
                                             8
                   w białych fartuchach otworzą usta ze zdumienia, zaś tragarz zaniesie nam do
                   domu paczki z jedzeniem.
                      Jak spod ziemi wyrośli obok nich strażacy, którzy pilnowali resortu. – Dosta-
                   niecie talon od Starego, chłopaki? – zapytał jeden z nich.
                      – Nie musicie się przed nami kryć – powiedział inny – wszystko słyszeliśmy.
                   Powiedział, że was wynagrodzi, więc powinniście nas zapytać, co oznacza to
                   słowo w ustach Starego.
                      Stało się jasne, że przyszli ubić interes i faktycznie od razu przystąpili do rze-
                   czy: – Dam wam czterysta marek w ciemno! – zaproponował jeden ze strażaków.
                      Jeden z robotników odpowiedział pół żartem pół serio: – Ja chcę cały tysiąc.
                      – Dam panu pięćset! – zareagował na to drugi strażak.
                      Oczy czterech robotników zrobiły się wielkie ze zdumienia i okrągłe jak piłki,
                   a ich spojrzenia przeskakiwały od jednego strażaka do drugiego. Szolem panował
                   nad sobą. Nakazał strażnikom wyjść, aby mógł się naradzić z towarzyszami. – Nie



                   8  Punkty rozdzielcze Wydziału Aprowizacji pod nazwą RI i RII, w których na rachunek opieki społecz-
                      nej wydawano dodatkowe przydziały żywnościowe, początkowo dla chorych i położnic, z czasem
                      dla grup uprzywilejowanych, a także dla ciężko pracujących.       179
   176   177   178   179   180   181   182   183   184   185   186